Forum

Strony : 1

#1 23-05-2021 o 13h15

Straż Obsydianu
Alienne
Strażniczka na Szkoleniu
Alienne
...
Wiadomości: 153

Witajcie. Oddaję w Wasze łapki twór pisany, fanfikiem zwany.
Zastanowiłam się wczoraj, jak wyglądałby wieczór w Kwaterze Głównej, gdyby bohaterzy postanowili zagrać w grę planszową. Odpowiedź na to pytanie zajęła mi kilka godzin i możecie przeczytać ją poniżej. Miłej lektury!


Dixit



***


Dawno nieoliwione zawiasy pisnęły krótko i alarmująco, gdy ktoś z impetem otworzył drzwi. Kero, który akurat schylał się, by przenieść stos książek z podłogi na biurko, podskoczył w miejscu i cicho kwiknął z zaskoczenia. Okulary zjechały mu z nosa, przytrzymał je, by nie spadły, palcem osadził na właściwym miejscu, po czym wyprostował się, aby dzielnie stawić czoła temu, co tak brutalnie zakłóciło ciszę biblioteki.
Biblioteka od kilku dni była zamknięta dla osób postronnych. Kwatera Główna borykała się z niespodziewanie hojną dostawą dzieł słowa pisanego z różnych zakątków Eldaryi. To Kero udało się zorganizować akcję pomocy bibliotece, która świeciła pustkami jeszcze od czasu incydentu z pożeraczem słów sprzed siedmiu lat. Zrobił to zupełnie sam i był z tego bardzo dumny. Nazwał akcję „Ku pamięci Ykhar”.
Kie licho zaburza mu więc słodką samotność pracy, absolutnie wbrew zakazom?
- Kero! – krzyknęła Erika dopadając go w dwóch krokach. – Tak się cieszę, że tu jesteś! Mam wolny wieczór, może chciałbyś spędzić ze mną trochę czasu?
- Erika – Kero uśmiechnął się, czując ulgę, że jego wyimaginowanym wyzwaniem okazała się być bohaterka, która ocaliła Eldaryę przed zagładą. – Proszę, spróbuj w przyszłości wchodzić trochę ciszej, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Ale przecież poza tobą nikogo tu nie ma. – Erika sięgnęła w kierunku jednego ze stosów książek, które pokrywały całą podłogę biblioteki i wybrała stamtąd jakąś powieść. – Jeśli nie masz czasu, po prostu powiedz, pożyczę sobie książkę i pójdę.
- Prawda, mam mnóstwo pracy, odkąd klan Kitsune z Gengaku przysłał nam swoją część darowizny, ale nie bierz, proszę, żadnej z książek ułożonych na podłodze! Przepraszam cię, Eriko, ale te nie są skatalogowane, a ja nie chciałbym, żeby coś nam zginęło.
- Skoro tak, to może ci pomogę, w końcu razem raźniej. Co w tej chwili robisz? Przesuwasz książki, żeby zrobić miejsce na to, co zostało na wozach na targu? Daj, przeniosę.
- Ależ nie, przecież jesteś kobietą, nie mogę pozwolić ci dźwigać tych wszystkich książek! Ważą tonę, wierz mi, dźwigam je od tygodnia!
- Och, Kero, przecież nie wyląduję od tego w ambulatorium… Zaraz… czy to nie…
Erika pochyliła się nad stosem woluminów, który Kero uprzednio chciał podnieść. Jej wzrok spoczywał na niewielkim, kwadratowym, czerwonym pudełku, znajdującym się na szczycie.
- Ach, to. Jeszcze nie miałem okazji, żeby się z tym zapoznać, ale wygląda mi to na jakiś zbiór kart tematycznych, może magia albo…
- Dixit!
Erika pochwyciła pudełko i przytuliła do piersi.
- Co? – Nie zrozumiał Kero.
- To Dixit, Kero, gra z mojego świata!
- Gra? Z twojego… Z Ziemi?
- Tak! Odpuść sobie dziś pracę, Kero, gramy!
- Co? O, nie! Nie mogę przestać pracować, nie ma mowy!
- Kerooo…
- Eriko, czuję się zmuszony przywołać cię do porządku. Spójrz, ile książek czeka na skatalogowanie. Nowe czekają na zewnątrz. Tu jest pracy na długie miesiące, a ja sam jeden…
- No dobrze, ale biorę grę, Kero. Zwołam kilka osób i zagramy. Gdybyś chciał się przyłączyć, będziemy w kantynie!
  Z tymi słowami rozpromieniona Erika odwróciła się na pięcie, trzasnęła drzwiami, poddając uszy Kero nowej torturze i zostawiła biednego jednorożca samego wśród stosów zakurzonych ksiąg.
  Stał tak chwilę, bez ruchu. Potem westchnął i schylił się wreszcie po stos, do którego przymierzał się od samego początku.
- …a ja sam jeden nie dam sobie rady i bardzo chciałbym, żebyś mi pomogła. Byłoby miło spędzić ten czas z tobą – wymamrotał w okładkę książki o gatunkach morskich chowańców, a potem wreszcie podniósł woluminy i postawił na swoim biurku. Zbliżała się pora kolacji, ale powinien zdążyć je skatalogować jeszcze dziś.

***


Zmierzchało już, ale w Sali Wejściowej Kwatery Głównej nigdy nie było do końca ciemno. Sala była przyjemnie oświetlona magicznymi pochodniami. Erika dawno przestała dziwić się, że te pochodnie nie brudziły ścian i nie wydzielały nieprzyjemnego zapachu. Po prostu płonęły, rozjaśniały półmrok i dodawały pomieszczeniom mnóstwa ciepłych, radosnych cieni. Te same właściwości miały świece rozłożone na stołach w kantynie. Trudno było o lepszy plan na dzisiejszy wieczór: przekąski, napoje, owe świece, i Dixit!
W Erice zaczynał wzbierać szampański nastrój! Pozostawała jeszcze tylko jedna rzecz do skompletowania – drużyna.
Kiedy Erika wypadła z biblioteki, jej uszy od razu przywitały znajome głosy dochodzące z poziomu niżej, z centrum holu. Stali tam Nevra i Huang Hua. Rozmawiali. Raczej nie była to rozmowa dotycząca pracy, bo ton ich głosów był spokojny i rozluźniony. Nevra właśnie odpowiadał Huang Hua na jakieś pytanie.
- Nevra! Huang Hua! – zawołała Erika. Pomachała do nich zza balustrady wyprostowaną ręką i, przyciskając Dixit drugą ręką do piersi, rzuciła się w kierunku schodów.
Przerwali rozmowę, zaskoczeni, ale nie niezadowoleni. Huang Hua rozpromieniła się na jej widok, jak zawsze.
- Witaj. Czemu tak ci do nas spieszno? – przywitała dziewczynę, kiedy ta już do nich podeszła. – Widzę w twoich oczach niebezpieczne iskierki. Coś planujesz?
- Nie da się ukryć – wtrącił Nevra obrzucając Erikę ciepłym spojrzeniem, od góry do dołu. – Stawiam dzienną dawkę krwi na to, że ma to związek z tym pudłem, które trzyma w rękach.
- Bingo! – Erika wyciągnęła przed siebie palec wskazujący. – Macie niepowtarzalną szansę zakosztować dziś wieczorem prawdziwej ziemskiej rozrywki! Zapraszam was do kantyny, za dziesięć minut rozpoczniemy tam prawdziwą krwawą rzeź, w której ofiarami będą nasze mózgi! Nie chcę słyszeć słowa „nie”!
- Nie – odparł Nevra. – Zostawiam was we dwie, muszę…
- Hola, hola! – Huang Hua położyła mu dłoń ramieniu. – Cokolwiek musisz, może zaczekać do jutra. Jestem umówiona z Ewe na plaży i nie zostawię krwawej rzezi w kantynie bez opieki. Pójdziesz tam i popilnujesz wszystkiego. Zamiast mnie. Poza tym, przyda ci się czasem trochę zabawy.
Gdyby wzrok Nevry mógł zabijać, Huang Hua w tej chwili padłaby martwa na ziemię.
- Świetnie! – Erika klasnęła w ręce, na tyle, na ile pozwalało jej pudło wciąż ściskane pod pachą. – Ale, Huang Hua, tyle tracisz! A może przyjdźcie z Ewelein do kantyny, zagramy wszyscy i…
- Kochanie, zaplanowałam swój dzisiejszy wieczór w innej formie – przerwała jej Huang Hua modulując głos tak, by brzmiał przepraszająco.
- Ja swój też – mruknął Nevra, nie siląc się na żadną modulację. – Ałć! – Huang Hua nadepnęła mu lekko na stopę.
- No, to zostawiam was już. Bawcie się dobrze – Huang Hua mrugnęła do Eriki, po czym z gracją urodzonej królowej oddaliła się w kierunku wyjścia.
- Nevro – odezwała się Erika, gdy tylko Huang Hua odeszła – Jeśli nie chcesz, nie musisz ze mną grać. Rozumiem przecież, że miałeś inne plany na wieczór.
Nevra obserwował przez chwilę jej zawiedzioną minę, opadły entuzjazm i smutne oczy.
Dawno już zatarła mu się granica między pracą, a czasem wolnym. Doskonale słyszał komentarze szeptane w Kwaterze Głównej o tym, że nieustannie pracował – ciałem, umysłem i sercem. Jego życie po Białym Poświęceniu, odejściu Valkyona, Ezarela, Miiko i innych, stało się jednym wielkim wypełnianiem obowiązków. Robił i mówił innym zawsze tylko to, co mogło przysłużyć się wspólnemu dobru Kwatery. Żyjąc tak przez lata oddalił się od innych, stał się samotnikiem. Nawet Karenn przestała już go nagabywać o wspólne wyjścia, zresztą, odkąd była z Chrome’em, miała własne życie.
Czemu więc, patrząc teraz na Erikę, która pamiętała go takiego, jakim był przed Białym Poświęceniem – radosnego i otoczonego przyjaciółmi – czemu, u licha, czuł się jak surowy ojciec, zabierający dziecku cukierka zupełnie bez powodu?
- Zagram z tobą – powiedział.
Uśmiechnęła się tak radośnie!
– Weź to, dobrze? – Podała mu pudło z grą. – Poczekaj na mnie w kantynie. W to trzeba grać w kilka osób, postaram się jeszcze kogoś zaprosić.
- Dobrze – westchnął wampir. – Ale czekam tylko dziesięć minut. Jeśli nie przyjdziesz, wracam do siebie. Jasne?
- Jasne – uśmiechnęła się Erika, nie wiedzieć czemu, bardzo szczęśliwa.
Nevra zapatrzył się na jej uśmiech przez pół sekundy.
Jak to możliwe, że potrafiła tym jednym, małym gestem sprawić, że czuł się o te siedem lat młodszy i przypominał sobie rzeczy, które odbierał zmysłami, będąc z nią wtedy? Dźwięk jej śmiechu, gdy próbował ją podrywać - na różne sposoby. Zapach jej ludzkiej skóry, który czuł zawsze wyraźniej niż zapach innych faeries, wystarczyło, że znalazła się blisko. Odgłos szlochu, gdy płakała za utraconą przeszłością.  Ton głosu, gdy go uspokajała i oddawała mu swoją krew w środku bitwy o Kwaterę Główną.
Otrząsnął się.
Zdał sobie sprawę, że patrzył na nią o pół sekundy za długo. Nie miał do niej żadnych praw. Zbyt wiele się zmieniło. On za bardzo się zmienił.
- Ekhm – odkaszlnął i wziął od niej grę szybkim, niegrzecznym ruchem. – Pospiesz się.
Zasalutowała i pobiegła w stronę korytarza.

***


Erika zbliżała się do zakrętu korytarza, tego, w którym mieściły się pokoje Straży. Z daleka zobaczyła trzy znajome sylwetki. Zanim je dostrzegła, słyszała ożywioną rozmowę tych trojga. Trudno było nie słyszeć. Śmiali się wyjątkowo donośnie. Zwłaszcza Karenn.
- …i gdy będziesz tak robić z Chrome’em każdego dnia, wasza konwersacja wreszcie nabierze polotu, zaufaj mi, robię tak z Mathieu, odkąd się tu pojawił! – oznajmiła Koori tonem dobrotliwej nauczycielki.
- Jesteś pewna, Koori, że twoje konwersacje z Mathieu to przykład polotu? – zakpiła Karenn.
- Rany, jeśli tak ma wyglądać ten wieczór, to wolę iść spać. Czy naprawdę jestem na tej warcie potrzebny? – dał się słyszeć obrażony głos Mathieu.
- Ależ niezbędny, kochanie! – Twarz Koori przybrała wyraz wielce z siebie zadowolonego, chytrego lisa. – Och, cześć Eriko!
- Witajcie! – Erika podeszła i zatrzymała się obok Karenn.
- Czy ty też chcesz nam dziś potowarzyszyć na warcie? – spytała Koori.
- Lepiej nie, bo Koori jest dziś w wyjątkowo dobrym nastroju – ostrzegła ją rozbawiona Karenn.
- Phi – prychnął Mathieu.
- Mam coś lepszego – odparła Erika z przebiegłą miną. – Dixit!
- Co? – spytały jednocześnie Koori i Karenn, podczas gdy Mathieu zakrzyknął „Dixit?!”
- Chwila – rzekła Koori patrząc z niezadowoleniem na podekscytowanie Mathieu, swej niedoszłej intelektualnej ofiary na dzisiejszy wieczór. – Co to jest ten cały Dixit?
- To gra planszowa! – zawołała Erika.
- Karciana, nie planszowa! – poprawił ją niemal natychmiast Mathieu. – To hit na Ziemi, grałem w to ze znajomymi online! Ale skąd ją masz? To wersja pudełkowa prawda? No tak, przecież jak inaczej? Ile masz już osób? Mogę zagrać?
- Przy Erice wreszcie zaczynam widzieć w nim ten cały polot – szepnęła Karenn do Koori.
- Najbardziej chciałabym, żebyśmy wszyscy zagrali – odparła Erika. – Macie teraz czas? Nevra czeka na nas w kantynie jeszcze kilka minut i…
- Udało ci się namówić mojego brata na formę ziemskiej rozrywki? Cha cha cha! Och, jak bardzo chciałabym to zobaczyć! – roześmiała się w głos Karenn.
- Gram – oświadczyła Koori. – Idziemy.
- O, nie! – Karenn złapała ją za nadgarstek – Nie zostawisz mnie samej na warcie. Idziemy, owszem. Ale do głównej bramy.
- Macie wartę? – Entuzjazm Eriki nieco przygasł. – Nie możecie teraz grać? A Chrome?
- Ja mogę – powiedział szybko Mathieu.
- On tak, my nie. Chrome jest na misji. Następnym razem – uśmiechnęła się Karenn i pociągnęła naburmuszoną Koori za sobą. – Chodź – powiedziała do niej, -  już i tak jesteśmy spóźnione.
- A my dokąd? – spytał Erikę Mathieu – Do kantyny?
- Tak – odparła, nagle zapatrzona w drzwi, pod którymi stali. – Idź. Coś mi przyszło do głowy. Zaraz będę.

***


Leiftan odpuścił kolację w kantynie. Obiad też. Zamiast posilać się, jak na przeciętnego faery przystało, leżał na łóżku w swoim pokoju z rękami założonymi za głowę i patrzył w sufit.
Rozmyślał.
Od kiedy razem z Eriką wrócili do świata żywych i Leiftan został postawiony przed koniecznością rozpoczęcia życia na nowo, unikał tłumów i sytuacji, w których ktoś mógłby chcieć nawiązać z nim rozmowę. Ilu pomników by mu nie postawili, był daemonem, zdrajcą i mordercą. Był niebezpieczny i czuł to w głębi swego jestestwa. Nigdy nie walczył po stronie Eldaryan z Kwatery Głównej dlatego, że gryzło go sumienie. Zrobił to dla Eriki. Tylko dla niej. I to ona wzięła go za rękę i poprowadziła do kryształu. Ale tutaj jakoś nikt nie chciał tego zobaczyć. Czcili go, jak jakiegoś bohatera. Dlatego się izolował i jeśli tylko mógł po prostu przesiadywał godzinami w swoim pokoju.
Od reguły nie wpuszczania nikogo do swojego życia miał dwa wyjątki. Pierwszym była Huang Hua. Rozmowy z nią były konieczne do jakiejkolwiek organizacji czegokolwiek, więc ich nie unikał. Drugim wyjątkiem była Erika.  Cóż, w tym przypadku powód, dla którego pozwalał jej ze sobą rozmawiać, był oczywisty. Wciąż ją kochał. Bardzo. Tak bardzo, że chciał ją od siebie odsunąć jak najdalej, chciał krzyczeć, żeby nie zadawała się z daemonem, że ją skrzywdzi, że to się nie skończy dobrze. I tak bardzo, że dla niej chciał opanować ten mrok, który miał w duszy. Ale do tego potrzebował czasu.
Kilka osób zebrało się niedaleko jego pokoju. Leiftan słyszał przez zamknięte drzwi ich śmiech. Nie czuł w związku z tym nic. Był tak pogrążony we własnych, niewesołych myślach, że nic nie było go w stanie z nich wyrwać.
A jednak.
Ktoś zapukał do drzwi. Leiftan początkowo postanowił to zignorować.
- Leiftan? – Usłyszał głos Eriki. – Jesteś tam?
Podniósł się. Erika. No, ładnie. Akurat, kiedy o niej myślał.
- Dlaczego ciągle do mnie przychodzisz? – szepnął cicho.
- Leiftan, wiem, że tam jesteś i ty wiesz, że wiem. Otwórz, proszę.
Westchnął i wstał. Otworzył jej, ale nie na tyle szeroko, by odebrała to jako zaproszenie do środka.
- Tak? – spytał. – Coś się stało?
Patrzyła na niego, taka podekscytowana i śliczna. Jego Erika.
Zaraz… czym ona się tak ekscytowała?
- Leiftan, chodź ze mną do kantyny. Znalazłam świetną grę, zagramy w nią razem, no chodź! – Złapała go za rękę i nie czekając na odpowiedź wywlekła na korytarz.
- Erika, sekundę! – Bezceremonialnie wyjęty ze swej muszli Leiftan mimowolnie rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu. – Poczekaj!
- Jak dam ci sekundę, na pewno odmówisz – Pociągnęła go za sobą w stronę holu. – Nie jadłeś jeszcze kolacji, prawda? Wyczuwam to. Słabo, ale wyczuwam. Nie złość się na mnie. - Spojrzała na niego tymi wielkimi, fiołkowymi oczami. - Coś zjesz, nabierzesz sił. A jak nie będziesz chciał grać, zawsze możesz po prostu posiedzieć obok mnie i popatrzeć.
Leiftan przełknął ślinę. „Posiedzieć i popatrzeć”, ależ dobrała słowa. Czyżby nie wiedziała, jak na niego działa jej obecność? Chyba odbierała jego emocje trochę słabiej, niż on odbierał jej.
Zawahał się.
Zinterpretowała jego zawahanie na swoją korzyść.
- I świetnie! – uśmiechnęła się promiennie – Idziemy!
Poddał się jej. Pożałował tego później.

***


W kantynie, przy brzydkiej pogodzie zazwyczaj o tej porze był tłum faeries. Na szczęście tego wieczora pogoda była ładna. Większość faeries wybrała więc spożywanie posiłku w ogrodach lub wręcz poza Kwaterą Główną, co oznaczało, że kantyna świeciła pustkami. Mieli ją całą dla siebie.
No, prawie.
- Hej! – Mathieu pomachał do Eriki znad stolika w głębi.
- Hej – Odmachała mu Erika, wchodząc do kantyny z Leiftanem, ale momentalnie uśmiech spełzł z jej ust.
Oto bowiem przy stoliku, przy otwartym pudle, zachwyconym Mathieu i znudzonym Nevrze, stał Lance i uważnie oglądał jedną z kart do gry, obracając ją różnymi kątami pod światło.
- O, nie! – Usłyszała z tyłu głos Leiftana. Ścisnęła jego rękę jeszcze mocniej.
- Nigdzie nie idziesz – oznajmiła stanowczo.
Podeszli i usiedli naprzeciwko Nevry, tyłem do wejścia do kantyny.
- Przyprowadziłaś Leiftana! – Ucieszył się Mathieu. – Zgodził się z nami zagrać? Świetnie! Dixit z wampirem, smokiem i aengelem! Wyobrażasz sobie te skojarzenia?
- O, tak, wyobrażam sobie – syknął Nevra patrząc na Leiftana. Wciąż miał mu za złe przybieranie biernej postawy wobec tego, co się działo wokół.
- Smokiem? – spytała niewinnie Erika. – Czyżby Lance z nami grał?
- Nie – odparł Lance i odłożył kartę na stół. – Chłopaka poniosło. Nie obawiaj się, opuszczam was.
I odszedł do stolika obok, gdzie stał talerz spaghetti i leżała założona widelcem książka o geografii Północnych Ziem Jaspisu.
- Ej, Lance! – W głosie Mathieu dało się słyszeć żal. – Naprawdę nie zagrasz?
Ale Lance całkowicie go zignorował. Otworzył książkę, wznowił czytanie oraz najwidoczniej przerwany ich przybyciem posiłek.
- Pójdę po coś do jedzenia – oznajmił Leiftan. – Przynieść ci coś? – spytał Erikę.
- Nie, dziękuję, zaraz sama coś wezmę – odparła, zerkając z ukosa na sąsiedni stolik i upewniając się, że Lance nadal ich ignoruje.
- Mnie możesz przynieść piwo – poprosił grzecznie Mathieu.
Leiftan westchnął i poszedł do kuchni.
Erika zamyśliła się na chwilę. Od pamiętnej misji w Górach Gengaku minęło już trochę czasu, ale nadal nie do końca ufała Lance’owi. Jego obecność drażniła ją, ale, pomyślała, że to może lepiej, że Lance jest obok, blisko.  Kiedy wiedziała, co on robi, przynajmniej czuła, że ma sytuację pod kontrolą. Z drugiej strony, hm, czy nie poświęca mu stanowczo za wiele uwagi, jak na obiekt uczuć negatywnych?
- Proszę – powiedział Leiftan, stawiając przed nią talerz smażonych warzyw. – Wiem, że lubisz. Sobie wziąłem to samo.
- A moje piwo? – spytał Mathieu.
- Wybacz, zapomniałem – oznajmił Leiftan z nonszalancją.
- Nie wierzę – burknął Mathieu i udał się do kuchni, a Nevra uśmiechnął się mimo woli.
- Ty nie jesz? – Erika zauważyła jego uśmiech i postanowiła zacząć rozmowę.
- Jadłem wcześniej – odparł Nevra.
- Na pewno? Te warzywa są naprawdę pyszne. I jest tu czosnek!
- Pamiętałaś – Nevra był najwyraźniej mile zaskoczony.
- Oczywiście. Zawsze lubiłeś czosnek.
Leiftan odchrząknął, jakby coś, na przykład czosnek, stanęło mu w gardle.
- No, mam. – Mathieu z impetem postawił pięć kufli piwa na stole. – Dla wszystkich - wyjaśnił. - Kończcie jeść, czas na grę!

***


- Kiedy zaś każdy zdecyduje, o której karcie mowa, kładzie przed sobą kartonik z odpowiednim numerkiem, ale rewersem do góry, o tak – Mathieu zaprezentował, jak się kładzie kartonik rewersem do góry. – A potem wszyscy odwracają kartoniki na sygnał. Punktacja wygląda następująco: jeśli nikt nie zgadł, wszyscy, prócz osoby, która wymyślała hasło, dostają po dwa punkty. To samo, jeśli wszyscy zgadli, bo to oznacza, że hasło było zbyt łatwe. Jeśli zgadnie jedna lub dwie osoby, punkty wędrują do tych, co zgadli i do wymyślającego. Jeśli ktoś wskaże błędną kartę, dodatkowy punkt dostaje osoba, do której ta karta należała. Jasne?
Erika i Leiftan potwierdzili, Nevra milczał. Na zatroskane spojrzenie Eriki odparł, że czytał instrukcję przed ich przyjściem.
- No dobrze. I tak wszystko wyjdzie w praktyce – zbył własne tłumaczenia Mathieu. – Zacznijmy ode mnie. Potem, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, Nevra, Leiftan i Erika. Okej, gotowi? Rozdaję!
Erika grała w Dixit, ale miało to miejsce tak dawno, że zupełnie nie pamiętała rysunków na kartach. Kiedy wzięła do ręki swój przydział, była pewna, że niektóre z nich widzi po raz pierwszy. O, na przykład ten z szachownicą, dwiema armiami szachów stojącymi naprzeciw siebie, oraz gołębiem i mieczem pomiędzy nimi.
- Dobrze. Moje skojarzenie to: Titanic – oznajmił Mathieu.
Erika podniosła wzrok znad kart i napotkała porozumiewawcze spojrzenie, jakie jej posyłał z wielce przebiegłą miną. Pojęła, że chodzi o coś, co zrozumie tylko ona, jako że oboje są Ziemianami.
- A to tak można? – spytał chłodno Leiftan przeglądając swoje karty.
- Co można?
- Podsuwać skojarzenia, które zrozumie tylko jedna osoba.
- Wszystkie chwyty dozwolone. – Mathieu uśmiechnął się z wyższością. Chyba sądził, że wygrał tę rundę.
- Skoro tak – odparł Leiftan i podał mu jedną ze swych kart. To samo zrobił Nevra.
Erika nie miała na ręce nic, co by pasowało do hasła. Titanic, Titanic… W końcu zdecydowała się oddać kartę, która nie kojarzyła jej się z niczym.
Mathieu przetasował karty i zaczął je układać na stole. Erika, Nevra i Leiftan pochylili się nad nimi.
Pierwsza. To była jej karta. Przedstawiała mężczyznę, całego pokrytego białymi skrawkami papieru i mogła kojarzyć się ze wszystkim, tylko nie z Titanikiem. Ale druga i trzecia… O, tu już było gorzej. Druga przedstawiała olbrzymkę wpatrującą się w mały statek na pełnym morzu, trzecia zaś kobietę na dnie oceanu, otoczoną rybami.
Erika zmarszczyła brwi. Czwarta karta była interesująca. Przedstawiała mężczyznę i kobietę spadających z nieba. Robili to z wdziękiem, jakby nie tyle spadali co… płynęli. Titanic. Jack i Rose.
Erika już wiedziała, na co postawił Mathieu. Czy kiedykolwiek mówiła mu, że widziała ten film? A może postanowił po prostu zaryzykować i założył, że będzie wiedziała, o co chodzi?
Chwyciła właściwy kartonik i położyła przed sobą, rewersem do góry. Dopiero wtedy się rozejrzała.
Nevra, który siedział dokładnie naprzeciwko niej, wpatrywał się w nią otwarcie z taką intensywnością, jakby chciał jej się włamać do mózgu. Kartonik z wyborem położył przed sobą, pozostałymi postukiwał w stół do rytmu. Leiftan, dla odmiany, po prostu siedział z założonymi rękami, bez ruchu, czekając na rozwój wypadków. On też już dokonał wyboru.
- Dobrze – Mathieu zatarł ręce. - Odwracamy! O! O, o! Ha, tak! Zgadłaś!!
W porywie entuzjazmu Mathieu wstał, chwycił w ramiona zaskoczoną Erikę i przytulił z mocą do piersi.
- Hej! – rzucił ostro Nevra, widząc szok na twarzy dziewczyny, natomiast Leiftan wstał z miejsca, a aura wokół niego zrobiła się jakby gęstsza.
- No już, nie gniewajcie się panowie. W końcu gracie pierwszy raz, nic dziwnego, że przegrywacie – Mathieu całkowicie źle zrozumiał ich reakcję. - Już, już, spokojnie. – Puścił zarumienioną ogniście Erikę i jakby nigdy nic przystąpił do liczenia punktów. - I tak któryś z was dostanie jakieś punkty, bo wskazaliście zupełnie różne karty. Czyja była druga?
- Moja – warknął Nevra.
- A trzecia?
- Moja – odparł groźnie Leiftan.
- O, czy w takim razie pierwsza była twoja? – Mathieu zwrócił się do Eriki. – Cha cha, zupełnie nie w temacie.
- T-tak, wiem – wyjąkała Erika w odpowiedzi.
- No nic. Dobierzmy wszyscy po jednej karcie z tali. Teraz ty, Nevra.
- Wszystko w porządku, Eriko? – spytał Leiftan, zignorowawszy Mathieu.
- Tak, nic się przecież nie stało. Byłam tylko trochę zaskoczona. Grajmy, proszę. – Erika popatrzyła pokornie na Nevrę i Leiftana.
- Hm? Zaskoczyłem cię? – zorientował się Mathieu. – Ale.. zaraz… Gniewasz się?
- Nie, naprawdę! – Erika w końcu się uśmiechnęła. – Tylko… Zawsze tak przytulasz kobiety?
- Słucham?... Nie, jasne, że nie – zawstydził się Mahieu. – Znaczy, zdarzało mi się… Ale to nie znaczy, że coś. To tylko tak, ze szczęścia, bo wygrywamy z rasami fantasy, wiesz. Dwoje Ziemian.
- Ach, rozumiem – Erika się odprężyła. – W takim razie w porządku, wybaczam.
- Czyli jednak się gniewałaś?
Roześmiała się w odpowiedzi, całkiem już udobruchana.
Nevra i Leiftan przyglądali się tej wymianie zdań z kamiennymi twarzami.
- Przerwę wam – przerwał im Nevra. – Teraz faktycznie moja kolej. A oto moje hasło.
I patrząc Erice dobitnie w oczy powiedział:
- Karenn.
Nawet Mathieu ucichł.
Karenn.
Wszyscy zaczęli przeglądać karty, które mieli w rękach, w poszukiwaniu czegoś, co pasowałoby do młodej wampirzycy. Erika z ukłuciem irytacji zauważyła, że znów żadna karta, którą posiadała, nie pasowała do hasła. Żałowała, że pozbyła się wcześniej faceta w karteczkach. Teraz by się nadał, w końcu Karenn zajmowała się w Straży Cienia głównie zbieraniem informacji. W końcu Erika wybrała kartę ze świecą, po której ciekła strużka krwi. Karenn była wampirzycą, może komuś się skojarzy? Oddała kartę Nevrze.
Nevra przyjął od wszystkich po karcie i przejrzał je, tasując. Czy Erice się zdawało, czy przy jednej drgnął mu kącik ust? W końcu jednak ułożył je przed nimi.
Kantyną wstrząsnął zbiorowy wybuch śmiechu.
Pierwsza karta obrazowała Czerwonego Kapturka prowadzącego Wilka, jak pieska, na smyczy. Najgłośniej śmiał się Mathieu.
- Wiem, na co postawię – oznajmił przez łzy.
Erika, chociaż też się śmiała, miała przeczucie, że jednak nie chodziło o tę kartę. Przyjrzała się pozostałym.
Druga należała do niej. Świeca i krew. Trzecia przedstawiała biały kosz z niemowlęciem pośrodku ciemnego, groźnego lasu. Na ostatniej natomiast był termometr w kształcie węża, z którego wypływała czerwona ciecz.
Karenn.
Erika miała przeczucie, że nie chodziło wcale o powiązania z wampiryzmem. Nevra sam był wampirem, po co miałby podawać jako skojarzenie swoją siostrę? Już bardziej pasowało tutaj nawiązanie do związku Karenn i Chrome’a, ale Erika nie była przekonana do tego pomysłu. Przyjrzała się dziecięcemu koszykowi na tle ciemnego lasu. Siedem lat temu mieli pokoje blisko siebie, ona, Karenn i Nevra. Karenn miewała koszmary w nocy. Bywało, że płakała. Szła wtedy do Nevry, który ją uspokajał. Erice zdarzało się ich słyszeć. Zdarzyło jej się też rozmawiać o tym z Nevrą. Czy to samotne niemowlę, śpiące w nieprzyjaznym lesie, to nie było czasem nawiązanie do tamtych wspomnień?
Erika położyła przed sobą kartonik z odpowiedzią. Zauważyła, że zrobiła to jako ostatnia.
- Odwracamy! – zakomenderował Mathieu.
- Zgadłaś. – Nevra uśmiechnął się do Eriki.
- Co? Jakim cudem? – oburzył się Mathieu. – Kto w takim razie dał tego wilka? Ty, Eriko?
- Nie, moja była świeca – odparła Erika nie odwracając wzroku od Nevry. – Czy już w porządku? – spytała go cicho.
- W zupełnym – odpowiedział.
- Czy to znaczy, że to ty dałeś tego Czerwonego Kapturka? – Mathieu zwrócił się z niedowierzaniem do Leiftana, który zachowywał olimpijski spokój.
- Podlicz punkty – polecił mu Nevra, nie odwracając zadowolonego wzroku od Eriki.
- Lepiej dobierzcie po karcie – odezwał się w końcu Leiftan. – Teraz moja kolej.
I, patrząc gdzieś w przestrzeń, podał hasło:
- Rodzina.
Erika znała odpowiedź od razu, gdy tylko karty zostały rozłożone. Wyłożyła kartonik na stół tak szybko, że Leiftan się uśmiechnął, a Nevra i Mathieu spojrzeli na nią, z zaskoczeniem – Mathieu, i zastanowieniem – Nevra.
Rodzina. Leiftan opowiadał jej o swoich opiekunach, Veromie i Naupile. Wiedziała, jakie pamiątki po nich nosił. Dlatego bez zastanowienia wybrała kartę, na której widniała obręcz, przez środek której przewieszony był ciemny warkocz.
- Odwracamy!
- Zgadłaś – Leiftan patrzył na nią z wyraźną czułością.
- Czy nadal je masz? – spytała. – Nie nosisz ich już.
- Są bezpiecznie schowane u mnie w pokoju – odparł.
- Hej! – ofuknął ich Mathieu. – Czy nikt więcej nie zgadł? Nie czaję tych waszych skojarzeń.
- Nie są dla ciebie – wyjaśnił Nevra, obserwując uważnie Leiftana i Erikę. Na moment jego wzrok powędrował wyżej, ponad ich głowy, ale szybko wrócił na dawny poziom.
Erika wreszcie przeniosła uwagę na grę i na punktację.
- Kto prowadzi?
- Jeszcze pytasz. Zgadłaś wszystkie hasła! Masz najwięcej punktów.
- Poważnie?
- Yhym. Do tej pory popisałaś się niezłą wiedzą o każdym z nas. Ale teraz ty wymyślasz. To będzie interesujące. Kto zgadnie?
- Teraz ja?
Erika spojrzała we własne karty. Przejrzała je raz, i drugi, i z uczuciem lekkiej paniki stwierdziła, że nie miała gotowego hasła. Nawet dobrana karta nie pomogła.
Problem polegał na tym, że Erika nie chciała stosować taktyki wymyślania skojarzenia tylko dla jednej, wybranej osoby. Czy nie udałoby się jej wymyślić czegoś, co mieliby szansę zgadnąć wszyscy?
Spojrzała jeszcze raz na kartę z gołębiem i mieczem, pomiędzy dwiema armiami szachów. Naraz przypomniał jej się głos Fafnira, opowiadający jej i Lance’owi o Niebieskim Poświęceniu. Czy to nie tak właśnie wyglądało? Faeries i ludzie, gotowi na wojnę na śmierć i życie, a pośrodku trzy rasy, wśród których jedni nawoływali do walki, a drudzy do pokoju? Tia, mama Lance’a i Valkyona, mogłaby być tym gołębiem na obrazku.
Słowo padło z jej ust, zanim zdążyła pomyśleć.
- Memoria.
Sama była zaskoczona tym, co powiedziała. Czy nie powinna powiedzieć „Niebieskie Poświęcenie”? Ale to by było zbyt łatwe. Memoria, dom smoków, Niebieskie Poświęcenie, pokój. Powinni zgadnąć.
- Memoria? – zastanowił się Mathieu. – Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem opowieści. To tam, gdzie stał posąg Memphis?
- Mnemozyne – poprawił go oburzony Nevra. – Jak można nie wiedzieć takich rzeczy?
Zaśmiała się i zerknęła w karty, które podali jej wszyscy trzej naraz.
Oj.
Niedobrze. Może być ciężko.
Dwie nawiązywały do posągu Mnemozyne, stojącego na środku wyspy, a na trzeciej był wielki, pluszowy smok i walczący z nim mały, ludzki rycerzyk. Erika wtasowała między nie swoją kartę i rozłożyła wszystkie przed towarzyszami, dbając bardzo o to, żeby jej twarz nie wyrażała niczego.
- Cóż – odezwał się Mathieu, pochylając się nad kartami, - widzę, że wybór mamy w zasadzie między dwiema. Chociaż nie, czy na Memorii nie mieszkał ten wielki smok, o którym opowiadała kiedyś Ewelein?
Erika starała się patrzeć tylko i wyłącznie w stół. Czuła przewiercające ją na wskroś spojrzenia Nevry i Leiftana, ale milczała jak zaklęta. Byle nie dać po sobie nic poznać, myślała. Wszyscy powinni mieć równe szanse.
- Możesz już otworzyć oczy, wszyscy już zdecydowali. – Usłyszała rozbawiony głos Mathieu.
Rzeczywiście, w którymś momencie zacisnęła powieki. Rozchyliła je teraz i podniosła głowę. Mathieu mówił prawdę. Kolorowe kartoniki z odpowiedziami leżały przed każdym z jej kompanów. Czekali tylko na sygnał, by je odwrócić.
Kiwnęła głową.
Odwrócili.
Erika przebiegła spojrzeniem po numerach i aż podniosła się z krzesła. Mathieu i Leiftan wskazali kartę ze smokiem. Nevra wskazał jedną z tych z pomnikami.
- Nikt nie zgadł? – bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Co? – zdziwił się Mathieu. – Mówisz, że nikt nie zgadł?
Pokręciła głową. Poczuła się lekko zawiedziona. Naprawdę nikt nie poszedł tym torem myśli, co ona?
- W takim razie która była twoja? – spytał Mathieu.
Już miała odpowiedzieć, gdy usłyszała tuż za sobą, bardzo blisko, głęboki, męski głos. Poznała od razu, do kogo ten głos należał.
- To była karta z szachami, mieczem i gołębiem, prawda?
Chcąc się odwrócić odruchowo zrobiła krok w tył i wtedy na niego wpadła.
Draflayele tańczyły na klifie na Memorii, a ona tańczyła z nimi, czekając na pojawienie się Fafnira. Kiedy klif w końcu utonął w świetle przed przybyciem smoka, zrobiła jeden krok za dużo do tyłu i na niego wpadła. Uchronił ją wtedy przed upadkiem, przytrzymał dokładnie w taki sam sposób, jak teraz. Odezwał się wtedy do niej łagodnie. Tak jak teraz. A ona, tak samo, jak teraz, przez moment nie mogła oderwać wzroku od jego przenikliwych, niebieskich oczu. Ale wtedy była sama, bez przyjaciół, na nie do końca przyjaznej wyspie, wbrew swej woli. Nie było opcji by poczuła między nimi jakąkolwiek więź czy choćby zwykłą wdzięczność. Teraz zaś była w ciepłej, jasnej kantynie, w Kwaterze Głównej, bezpieczna i szczęśliwa.
Zabawne.
Lance, psychol, który jakimś cudem przekabacił w ciągu siedmiu lat całą kwaterę Główną - poza nią jedną, oczywiście - na swoją stronę, trzymał teraz jej ramię, a jedyne, co czuła, to płynącą od niego łagodność i poczucie bezpieczeństwa? Na dodatek jako jedyny odgadł tok jej myśli i rozpoznał jej kartę! Niemożliwe!
- Poradzę sobie, dzięki – odparła i odsunęła się od niego. Usiadła z powrotem obok Leiftana.
- Nie odpowiedziałaś. To była ta karta, prawda?
Lance usiadł na wolnym miejscu, obok niej.
- Tak, to była ta karta – potwierdziła, starając się nie dać poznać po sobie, że jego obecność ją obchodzi.
- Czyżbyś jednak namyślił się, co do gry? – spytał Nevra z kpiącym uśmieszkiem.
- Czemu nie? Obserwowałem was. Może być ciekawie.
- Naprawdę? To super! – Mathieu wyglądał na jedyną osobę, która była autentycznie uszczęśliwiona tą decyzją. – Który kolor pionka chcesz? Hmmm… został różowy i biały.
- Skoro tak, to chyba na mnie już czas – odezwał się Leiftan i zaczął się podnosić z miejsca.
- O, nie! – przejęła się Erika i złapała go za rękaw. – Zostań jeszcze! Proszę.
Pokonany Leiftan opadł z powrotem na krzesło.
- Popatrz, Ewe – szepnęła Huang Hua do Ewelein.
Obie kryły się w mroku spiżarni, tuż przy wejściu do kantyny i podglądały tę uroczą scenkę rodzajową, pełną równie uroczych przepychanek.
- Pomyślałabyś kiedyś w życiu, że zobaczysz coś takiego?
- Lance’a, Leiftana, Nevrę i Mathieu przy jednym stole, przy piwie? Nie. – Pokręciła głową Ewelein. – W najśmielszych wyobrażeniach.
- A jednak, oto są. A wszystko to jej zasługa. – Huang Hua wskazała głową na Erikę. – Myślisz, że dla kogo oni tutaj siedzą? Dla siebie nawzajem?
- Przecież wiem. – Ewelein przytuliła Haung Hua – Ech, miłość…
Pocałowały się we wszystko kryjącym mroku spiżarni.
- Och, ach, tak strasznie się spóźniłem – wysapał ktoś nagle tuż nad ich głowami.
- Kero! – zakrzyknęła Huang Hua, a Ewelein zaraz zaczęła ją uciszać:
- Ćśśśśś! Cisza, oboje! Kero, co tu robisz?
- Ja… Chciałem spędzić trochę czasu z Eriką. Tylko że tak strasznie się spóźniłem…
- Ustaw się w kolejce. – Ewelein wskazała dłonią na otaczający Erikę w głębi kantyny wianuszek męskiej adoracji. – A teraz, Kero, żarty na bok. Chodź z nami. Mam w ambulatorium świetny spirytus, zobaczysz, w sekundę leczy złamane serce.
- Co?... – wyjąkał biedny Kero, który został właśnie boleśnie uświadomiony, że Erika nie potrzebuje ani grama więcej męskiej atencji.
- Z tego, co kojarzę, jest dobry nie tylko na złamane serce. – Zaśmiała się cicho Huang Hua i wziąwszy Kero pod ramię, poszła za Ewelein.

***


Następnego dnia Huang Hua bolała głowa.
- Ech – jęknęła, masując skronie. Siedziała w sali obrad, przy stole zawalonym podaniami.
- Coś ci jest? – spytał przez grzeczność Lance, podając jej jeszcze jeden papier. – Tutaj są rozliczenia Straży Obsydianu z Purrekos za ostatni miesiąc, wzięliśmy tym razem trochę więcej strzał.
- Nic mi nie jest – odparła Huang Hua odbierając od niego pismo. Nigdy w życiu nie przyznałaby się przed podwładnym, że wypiła poprzedniego dnia za dużo spirytusu.
- Późno się wczoraj położyłam. Dobrze, zerknę na to, tylko potem.
Lance uśmiechnął się lekko na jej wzmiankę o późnym położeniu się spać. Huang Hua zrozumiała, że uśmiechnął się nie do niej, a do wczorajszych wspomnień.
- To samo chyba dotyczy ciebie? – pociągnęła temat.
- Słucham? Co dotyczy mnie? – zdziwił się.
- Kwestia późnego chodzenia spać. Długo jeszcze wczoraj graliście?
- A myślałem, że wszystko wiesz – odparł.
- Nie unikaj odpowiedzi.
- Graliśmy, póki nie skończyła się talia. Interesująca gra. Też powinnaś spróbować.
- Nie omieszkam. Powiedz mi tylko jedno, bo ta rzecz mnie ciekawi. Z całego grona tylko ty jeden zgadłeś jej skojarzenie. Aż tak dobrze ją znasz? Jakim cudem?
- Masz na myśli Erikę i jej kartę z szachami, mieczem i gołębiem?
- Nie inaczej.
Lance westchnął.
- To było na samym początku. Później już nie szło mi tak dobrze.
- Mimo to jakoś zgadłeś. Inni nie strzelali nawet blisko.
- Huang Hua.
- Słucham.
- Zanim się do nich przysiadłem, stałem za jej plecami dobre dziesięć minut. Nevra i Mathieu mnie widzieli, ale Leiftan i Erika już nie.
- Wiem, widziałam, byłam w spiżarni, przecież mnie zauważyłeś. No i co?
- Widziałem wszystkie karty, jakie miała na ręku.
Huang Hua po chwili zaskoczenia roześmiała się serdecznie.
Lance skłonił się krótko i wyszedł z sali.
- Och, młodość – powiedziała Huang Hua i znów pomasowała skronie. – Trzymaj się, Eriko. I lepiej uważaj na siebie. Ajaj, jak mnie głowa dziś boli!
Na szczęście nikt już jej nie odpowiedział.

Ostatnio zmieniony przez Alienne (24-05-2021 o 20h31)


https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/f/764e3f0c-4df5-43d9-ab60-3e05139ef3ba/d1mv2bz-93b4f9e9-b8ff-4ff2-97a2-56ece2cccf98.gif?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzc2NGUzZjBjLTRkZjUtNDNkOS1hYjYwLTNlMDUxMzllZjNiYVwvZDFtdjJiei05M2I0ZjllOS1iOGZmLTRmZjItOTdhMi01NmVjZTJjY2NmOTguZ2lmIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0.XpsjbvdZ-Mxsta0JlFEVgdodJ6u0I0kmcUJQtvht8TY

Offline

#2 24-05-2021 o 16h41

Straż Absyntu
Kace
Młoda Rekrutka
Kace
...
Wiadomości: 17

Na wstępie powiem - ŚWIETNIE NAPISANY TEKST! <3

Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



Ah. Także tak: tenże one-shot umilał mi dziś nudne zajęcia XDDD <3 Było bardzo fajno i przyjemnie, dzięki! :3

---
@Alienne - Jestem wyczulona na punkcie błędów spaczona 'xD plus zawsze coś wyłuszczam, a nuż się przyda autorowi. Chociaż mam takie wahanie, czy czasem już z tym nie przesadzam, bo ileż można się tak czepiać do szczególików xD
Ale ogólnie Twój tekst jest bardzo dobrze napisany, serio serio. Bardzo przypadł mi do gustu! Liczę, że w przyszłości jeszcze coś wstawisz, z chęcią poczytam ;3 i wynajdę błędy xDD
w sumie to u mnie prawie wszystkie zajęcia są nudne :> studiuję coś, co mi już zwyczajnie zbrzydło, a zdalność dodatkowo dobija chęć studiowania, więc... byle to skończyć 'xDD

Ostatnio zmieniony przez Kace (25-05-2021 o 14h35)


coś tam coś tam i crylamsy spasły

Offline

#3 24-05-2021 o 19h43

Straż Obsydianu
Alienne
Strażniczka na Szkoleniu
Alienne
...
Wiadomości: 153

@Kace, dziękuję, było mi tak strasznie, strasznie miło przeczytać Twój komentarz! ^^ Cieszę się, że ten kawałek tekstu umilił Ci zajęcia! Naprawdę były takie nudne? Co to były za zajęcia?

Masz rację, masz świętą rację co do wszystkich wpadek interpunkcyjnych w dialogach. I teraz oddaję w Twe ręce bicz i obnażam plecy. Bij. Zasłużyłam.
Sama doskonale wiedziałam, ile byków może się tam czaić. Na pewnym etapie wprowadzania zmian w tekście zaczęłam te wszystkie kropki, przecinki i wielkie litery poprawiać, a potem machnęłam ręką z myślą "Kto na to zwróci uwagę?". No, to teraz mam. Aż mi wstyd, że poświęciłaś swój czas i wszystko wyłapałaś. Już poprawiam!

Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



Bardzo Ci dziękuję za wszystkie sugestie zmian słów na takie, które będą brzmieć lepiej. Bo faktycznie, to, co zaproponowałaś brzmi lepiej.
Dla mnie opis tego, jak dane zdanie czy słowo jest odbierane jest bardzo cenny. Zwracam na to uwagę, kiedy sama coś czytam. Źle użyte słowo potrafi zakłócić płynność i popsuć całą przyjemność z czytania. Dlatego jeszcze raz dziękuję.

Okej, małe wyjaśnienie, dlaczego Lance użył widelca, jako zakładki do książki: bo się, biedak, nie spodziewał, że ktoś mu przerwie czytanie podczas legitnego, samotnego posiłku w pustej kantynie (specjalnie sprawdził wcześniej, czy na pewno było pusto) i nie zabrał ze sobą żadnej. Nie wiedziałam, czy to wyjaśniać w tekście, ale po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie ma po co XD Jak widelec, to widelec.

Jeszcze raz dziękuję. Buzi <3 ;*

//

Jeśli chodzi o mnie - wyłuszczaj wszystko! ^^

Ostatnio zmieniony przez Alienne (25-05-2021 o 17h39)


https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/f/764e3f0c-4df5-43d9-ab60-3e05139ef3ba/d1mv2bz-93b4f9e9-b8ff-4ff2-97a2-56ece2cccf98.gif?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzc2NGUzZjBjLTRkZjUtNDNkOS1hYjYwLTNlMDUxMzllZjNiYVwvZDFtdjJiei05M2I0ZjllOS1iOGZmLTRmZjItOTdhMi01NmVjZTJjY2NmOTguZ2lmIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0.XpsjbvdZ-Mxsta0JlFEVgdodJ6u0I0kmcUJQtvht8TY

Offline

#4 28-05-2021 o 22h59

Straż Absyntu
Methrylis
Pomocniczka Sylfów
Methrylis
...
Wiadomości: 1 234

https://i.imgur.com/lUnZi4X.png


Oh, opowiadanie o grze planszowej, mówicie? /static/img/forum/smilies/big_smile.png No dobra, wchodzę w to!

Jezu jaka irytująca ta Erika. XD Ale w sumie to się zgadza z growym pierwowzorem, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Biedny Kero ;-; XD
BOŻE, naprawę biedny Kero! Głupia Erika.

Ej no, ale to niesprawiedliwe, że oboje nie chcieli grać, a jednak Huang Hua na siłę wkręciła Nevrę. Mocno bym się na jego miejscu wkurzyla i tym bardziej bym nie przyszła. XD

W ogóle to tak się zaatanawiam, czy ta ogromna ilość dialogów przy dość skąpych opisach to specjalny zabieg? Bo tak to wygąda i muszę przyznać, że wyszlo nieźle! Poza tym w życiu nie wpadłabym na taką tematykę opowiadania /static/img/forum/smilies/big_smile.png Niesamowicie oddałaś luźną atmosferę, przez którą w sumie przetykalo się wiele emocji. Kurcze, ale chyba właśnie między innymi te „suche” dialogi nadawaly całości klimatu, wiec przesympatycznie się to czytalo <3

Ok, to czekam na coś jeszcze od ciebie i pozdrawiam ^^


https://i.imgur.com/hoEOs1F.png

Offline

#5 29-05-2021 o 10h17

Straż Obsydianu
Alienne
Strażniczka na Szkoleniu
Alienne
...
Wiadomości: 153

@Meth, dziękuję, że wpadłaś ^^ Dziękuję Ci bardzo za komentarz!
Haha, tak, Erika miała taka być, cieszę się, że mi wyszło ;)

czy ta ogromna ilość dialogów przy dość skąpych opisach to specjalny zabieg?

Tak, raczej tak, chociaż nie do końca świadomy. Pisząc wyobrażałam sobie wszystko w taki sposób, w jaki przechodzimy odcinki. To, jak widać, rzutowało na dobór zdań i wprowadzenie wielu dialogów. I pewnie dlatego opisów jest tak mało ^^'
Ogółem staram się wypracować sobie własny styl, ale często łapię się na tym, że kopiuję styl czegoś (kogoś?), co mi zapadło w pamięć, bądź czegoś, co ostatnio czytałam. Potrafiłam kiedyś np. pisać FF w stylu J.K. Rowling, skupiając się na akcji, dużej ilości porównań i na tym, żeby przedstawiać to, co się działo tylko i wyłącznie z perspektywy odczuć i przemyśleń głównego bohatera (jak to mi wychodziło to już inna kwestia). Jestem świadoma własnych słabości, próbuję więc różnych rzeczy i szukam w tym wszystkim własnego głosu. Może w końcu mi się uda? :)

Tak czy siak, dziękuję za komentarz <3 Widziałam, że też piszesz. Jeszcze nie czytałam, ale zamierzam ;)


https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/f/764e3f0c-4df5-43d9-ab60-3e05139ef3ba/d1mv2bz-93b4f9e9-b8ff-4ff2-97a2-56ece2cccf98.gif?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzc2NGUzZjBjLTRkZjUtNDNkOS1hYjYwLTNlMDUxMzllZjNiYVwvZDFtdjJiei05M2I0ZjllOS1iOGZmLTRmZjItOTdhMi01NmVjZTJjY2NmOTguZ2lmIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0.XpsjbvdZ-Mxsta0JlFEVgdodJ6u0I0kmcUJQtvht8TY

Offline

Strony : 1