____________________________________________
Ascetyczne śniadanie musiało wystarczyć Seebrze i reszcie Zwiadowców na dłuższą część dnia. Możliwość kolejnego posiłku pojawiała się dopiero gdzieś w okolicach późnego popołudnia, dlatego każda z misek po owsiance była pusta. Tylko oni mogli wiedzieć ile potrzebuje ich organizm, aby prawidłowo funkcjonować w ciągu dnia. Uczyli tego też kadetów, kiedy zauważali, że ich śniadania są zbyt obfite. Sirragh wskazał mu jedną postać w białym kaftanie, która zdawała się przejadać. Półelf zmarszczył nieznacznie brwi, a gdy rozbrzmiał kościany dzwon ogłaszający koniec posiłku, uprzejmie przyjął od siostry Creswell skórzane rękawiczki, które normalnie wykorzystywano do jazdy konnej. Przekroczył ławę, na której siedzieli i ruszył wzdłuż stołów mijając Vię, która pewnym krokiem podeszła do Asmodeusa. Niektórzy kadeci odwrócili się za nią, jednak nie powiedzieli nic. Poważna i ciążąca wokół obecność Seebry powstrzymała ich przed komentarzem. Zatrzymał się za plecami jasnowłosej elfki, której towarzyszyła wcześniej jego podopieczna.
- Mam nadzieję, że smakował ci posiłek – powiedział, spoglądając w stronę pustego stołu Rady. Najwidoczniej opuścili ich już jakiś czas temu. – Mam rozkaz zabrać cię do Sali Rady – dodał, starając się wziąć głębszy wdech.
Rany pod bandażem napięły się lekko, a on poczuł ulgę, kiedy wypuścił z płuc powietrze i odzyskał niewielką swobodę. Odczekał chwilę, aby dziewczyna dołączyła do niego. Wtedy usłyszał to, czego nikt mu nie powiedział od pięciu lat.
- Jedzenie było wyborne, Jeźdźcu Seebro. Prowadź.
Niezwykłymi pokładami silnej woli powstrzymał się, aby nie chwycić jej ramienia i opaść pokornie na kolana. W sekundę opanował przyspieszający oddech, rozpoczynające galop serce. Nie powinna się tak do niego zwracać. Był tylko nędznym Zwiadowcą. Człowiekiem, który latał pomimo obciętych skrzydeł. Znajdował się na szarym końcu hierarchii, a ona stawiała go na jej szczycie. Był niżej nawet od niej, więc nie rozumiał. Te myśli zaatakowały jego głowę z taką siłą, że przez krótką chwilę poczuł jak traci równowagę. Tego zwrotu zaprzestano używać już pięć lat temu, kiedy ludzie widzieli na nim charakterystyczną czerń oraz jeszcze gdzieniegdzie spływającą tuszem, zaczerwienioną twarz. Teraz już nic go nie bolało. Ciało zagoiło się, a tatuaże zblakły. Prześladowały go koszmary, do których po dzień nie był w stanie przywyknąć. Fala myśli zalała jego umysł, kiedy niemalże beznamiętnie prowadził Awelinę przez korytarze. Głowę miał cały czas pochyloną, aby nikt nie widział jego twarzy. Mijały ich większe grupy jeźdźców, którzy musieli się za jakiś czas pojawić na zajęciach z latania u Seebry. Nim się obejrzał, byli już na miejscu.
Paszcza pełna ostrych stalowych zębów szczerzyła się w ich stronę. Smoczy pysk kunsztownie wykonany na obu skrzydłach drzwi, nawet nietutejszych i niezbyt bystrych ludzi, informował o dojściu do sali Wielkiej Rady. Półelf zatrzymał się tuż przed nosem żelaznej bestii i odetchnął cicho, zbierając odwagę. Wolał tak szybko nie stawać oko w oko z Radnym Rumcajsem, a jednak bogini fortuny Melodia miała wobec niego inne plany. Już właściwie miał plan, żeby pchnąć wrota, kiedy Awelina na niego wpadła. Ze świstem wciągnął powietrze przez zęby, zdławił w gardle nabierający kształtu jęk bólu i przestąpił pół kroku do przodu, aby kupić sobie czas. Spojrzał ponad ramieniem na elfkę, która była blada i zdawało się, że zaraz wyzionie ducha. Najwyraźniej nie tylko on stresował się przed spotkaniem z Radą.
- Przepraszam – burknęła, cofając się, choć Seebra chwilkę wcześniej już zwiększył dystans między nimi. Zmierzył ją wzrokiem w tym czasie od stóp do głów, rejestrując w tym czasie wszystkie cechy jej wyglądu. Popielate włosy, bladą cerę, bliznę na twarzy, szpiczaste uszy. Pewnie nikt poza nim nie widział różnicy, ponieważ te Vii były bardzo podobne. Jednak niejaka Awelina uszy miała krótsze i kształtem przypominały łódkę, a te zaokrąglenia były sprawką ludzkich genów. Nie była elfką, a mieszkańcem tak jak on. Choć domyślał się, że niewprawne oko innych mogło nie wyłapać tej subtelnej różnicy. Sam Vinterdew miał w sobie więcej ludzkich genów matki niż elfich ojca. Posiadał charakterystyczne dla elfów ostre rysy twarzy oraz wysokie kości policzkowe, na których nie było sensu szukać śladów ludzkiego zarostu. Jednak tak jak większość mężczyzn pochodzenia człowieczego miał wyraźnie wystającą grdykę, chociaż w przeciwieństwie do nich jego włosy i oczy miały nienaturalnie jasny odcień. Uszy miał natomiast okrągłe, prawie ludzkie, których czubki były minimalnie szpiczaste. Jemu było daleko do elfa. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a potem skrzywiła usta w grymasie, który zaalarmował Seebrę. Za długo się gapił, choć mogło to trwać góra kilka sekund. – No co?
Zwiadowcy tylko podniosła się prawa brew, a jego oczach przemknęła iskra swego czasu rozbawienia.
- Nic – odpowiedział prosto, wzruszając mimowolnie ramionami. Potem rzucił szybkie spojrzenie drzwiom. Czuł się zobowiązany, aby ją poinstruować. – Kiedy wejdziemy do środka podejdziesz aż pod same stopnie, pochylisz głowę, klękniesz i pozdrowisz Radnych. Przyłożysz prawą dłoń do lewego ramienia, ułożysz ją między sercem a obojczykiem. Będziesz mogła wstać dopiero, kiedy ktoś z Rady ci pozwoli. Rozumiesz? – zapytał kontrolnie.
Jasnowłosa przewróciła oczami, a następnie powoli pokiwała głową. Jej mina poza zestresowaniem zdradzała pewne zniecierpliwienia.
- A czego tu nie rozumieć?
- Nie wiem – przyznał, biorąc dyskretnie głębszy wdech. – Rada po prostu czasami wmurowuje wszystkich w podłogę – stwierdził, popychając drzwi energicznie. Napięcie barków wiązało się z bólem, którego grymas powstrzymał. Musiał być twardy. – I nie zwracaj uwagi na smoki – dodał szybko półgłosem, ruszając przed siebie.
- Co? Jakie smo…
Seebra jednak ją zignorował. Szedł szybkim krokiem przez gruby, czerwony bieżnik rozwinięty na białym marmurze posadzki. Dywan był gruby, miękki i miało się wrażenie, że stopy w nim toną. Komnata była długa i wąska, a gwieździste sklepienie wsparte było na delikatnych i marmurowych kolumnach. Na samym końcu sali stały majestatyczne cztery trony, a na nich spoczywali wszyscy Radni. Przewodniczący Falthorn spoglądał na Zwiadowcę lewym, zapadniętym w oczodole okiem, na które nie opadły poprzetykane gęsto siwizną czarne włosy i powolnymi ruchami zaciągał się dymem z palonej właśnie fajki. Ponad Radnym unosił się gryzący, cierpki zapach heososu. Rzadkiej w Vinhii rośliny o czerwonych korzeniach, której palenie przynosiło przyjemne rozluźnienie, a jednocześnie nie otępiało umysłu. Po jego prawej zasiadała uśmiechnięta Nemora w szafirowej sukni, która do złudzenia przypominała tę, w której była wczoraj. Koronkowe rękawy, dekolt ze stójką, prosty krój. Najbardziej po prawej od przewodniczącego zasiadała Radna Sendara, której surowa niczym wyciosana w kamieniu twarz przedstawiała lekkie zainteresowanie sytuacją. Spośród wszystkich w Radzie najczęściej zwracała się do Zwiadowców, dlatego młody Vinterdew czuł przed nią inny rodzaj szacunku niż w stosunku do innych Radnych. Ta starsza, wstrzemięźliwa kobieta przypominająca wszystkim doświadczonego w bojach gronostaja traktowała ich trochę jak niesforne wnuki. Nigdy się nie uśmiechała, prawie w ogóle ich nie chwaliła, a jednak zawsze coś w jej postawie mówiło, że jest zadowolona z wykonywanych przez nich zadań. Tego można było się spodziewać po generale głównych sił powietrznych Ilbryen Yesjyre. Po lewej stronie przewodniczącego siedział rozparty wśród niedźwiedzich skór Rumcajs. Za stojącymi na podwyższeniu tronami rozciągał się piękny widok na fragment klifu, z którego smoki rozpoczynały lot oraz jasne, zasnute szarymi chmurami niebo. Poniżej natomiast była tylko bezkresna przepaść, której kamieniste dno można było zobaczyć dopiero przy możliwym przyjrzeniu się. Seebra tylko przelotnie spojrzał na swojego wczorajszego oprawcę i zatrzymał się w połowie długości komnaty. W kolorowego witraża spoglądała na niego jedna z Ośmiu – Lywea Szczodra. Półelf pochylił głowę, klęknął i przyłożył dłoń do ramienia w geście pozdrowienia. Zauważył kątem oka buty Aweliny, która zatrzymała się koło niego na chwilę. Nie mógł podnieść głowy, jednak w duchu modlił się, aby ruszyła dalej tak jak ją poinstruował wcześniej. I faktycznie po chwili ruszyła, a do jego uszu dotarł głos Sandary.
- Spocznij, bracie Vinterdew.
Mężczyzna pochylił głowę jeszcze niżej, jednak posłusznie wstał i spuścił luźno ręce wzdłuż ciała. Dziewczyna nadal szła przed siebie, aż w końcu stanęła przed obliczem Rady i dość sztywno, jakby nieprzyzwyczajona do okazywania szacunku w ten sposób, powtórzyła gest pozdrowienia w kierunku najstarszych. Przez chwilę po pomieszczeniu niosły się tylko wysokie piski miniaturowych, kolorowych smoków, które niczym ptaszki mknęły pod sufitem i ścigały się slalomem pomiędzy wspornikami. Ich obecność zdawała się nikomu nie zawadzać, dlatego i Seebrze one nie przeszkadzały. To był drogi i niezwykle rzadki gatunek tych latających gadów sprowadzany z głębokiego południa Lintii. Miniaturowe smoki nie ziały ogniem, nie pluły kwasem ani wrzątkiem, nie mogły nawiązać więzi z konkretnym człowiekiem. Były niegroźne i bardziej służyły jako ozdobne zwierzątka. Pozwolił, aby smoczek o amarantowej barwie przysiadł mu na ramieniu, a potem lekko pociągnął zębami za włosy.
Nemora z szelestem sukni podniosła się ze swojego tronu, a potem ruszyła po stopniach w dół w stronę jasnowłosej dziewczyny.
- Powstań dziewczyno – powiedziała, a jej głos był miękki jak welur. – Niech i reszta się przyjrzy twojej pięknej twarzy. – Awelina wstała, choć jej zesztywniałe ze stresu ciało zdawało się odmawiać posłuszeństwa. Stanęła oko w oko z prawą ręką przewodniczącego, który teraz zapadłym okiem łypał na półelfkę. Znowu zapadła cisza, podczas której wszyscy patrzyli tylko na nią. Później jasnowidząca znów zabrała głos. – Czuję, że twój pobyt tutaj nie jest przypadkowy. Czy pozwolisz, że dotknę twojej ręki?
Seebra podniósł wzrok zaskoczony. On sam przeżył dotyk Radnej Nemory tylko raz. Zanim siłą wytatuowano mu twarz, a kiedy głosy w głowie mówiły mu, że życie bez Partiti i Nerisa jest gorsze niż piekło. Pamiętał zagłuszający wszystko ryk swojej smoczycy, kiedy próbowano odciąć jej skrzydła toporami, a potem w akcje miłosierdzia przebito ją trzema zatrutymi włóczniami. Czasami w koszmarach słyszał jej delikatny syczący głos, który uspokajał go i zapewniał, że wszystko będzie w porządku. Kiedy przyprowadzono go wtedy do Sali Rady, stał u progu szaleństwa. Głosy w jego głowie popychały go w stronę samobójstwa. A potem dotknęła do Radna Nemora i wszystko ucichło. Widział przed oczami rozgwieżdżone niebo, a potem zorzę polarną, a potem wiry kolorowego gwiezdnego pyłu. Zawsze słyszał tylko plotki, że ta starsza kobieta jest w stanie zobaczyć wspomnienia osoby, której dotyka oraz znacznie więcej. Coś co przechodziło z pokolenia na pokolenie. Teraz pewnie Seebra byłby zażenowany na myśl co musiała zobaczyć Radna. Znaczna większość jego wspomnień wiązała się z Nerisem oraz smokami w Forcie. Wtedy jednak nie miało to znaczenia. Uciszyła burzę w jego głowie, a potem kazała zaprowadzić go do podziemi. Ciekaw był co mogło spotkać po takim dotyku dziewczynę.
- Tak – odpowiedziała, a w jej głos miał w sobie niepewną, pytającą nutę.
- Którą ręką dotknęłaś smoka?
Jasnowłosa ze zmarszczonymi lekko brwiami obejrzała swoje ręce, jakby nie była pewna czy w ogóle gada dotknęła. Seebra tego nie rozumiał. On doskonale pamiętał, kiedy Partiti musnęła pyskiem jego lewy łokieć. Czuł w pierwszej chwili nieprzyjemny ból, podobny do tego, kiedy człowiek się oparzy czymś bardzo ciepłym. A potem wokół jego bladego ramienia wiła się bliznowata, smocza podobizna znaku naznaczenia. I wtedy po raz pierwszy usłyszał w głowie syk, a potem imię ultramarynowej smoczycy.
- Chyba prawą – uznała po chwili namysłu, wyciągając dłoń w stronę kobiety.
Nie czekając już na zgodę Radna chwyciła rękę i zamknęła oczy, oddając się kontemplacji wnętrza półelfki. Ona sama zdawała się być nieobecna. Jej jasne oczy wpatrywały się tępo w jeden punkt, jakby zasnute mgłą. Patrzyły, ale nie widziały. Wszyscy czekali. Oczekiwanie zawisło w powietrzu, owijając wszystkich lepkimi mackami. Nikt nie był pewny ile czasu minęło. Niemniej twarz Nemory z każdą chwilą zdawała się zmieniać wyraz. Nim się wszyscy obejrzeli, zaczęła mrugać a potem z uwagą przyjrzała się trzymanej dłoni dziewczyny. Wtedy na jej jasnej skórze przemknął czerwony, bliznowaty wzór zwiniętego wokół całej długości ręki smoka.
- Naznaczył ją – słowa zdawały się wizualizować. Przypominać symbol naznaczenia. Seebra wysoko uniósł brwi, a przewodniczący Smoczej Rady odłożył fajkę i wstał. – A jednak symbol znika i się pojawia. Taka sytuacja miała miejsce wieki temu. Widziałam go – mówiła Radna, ciągnąc za sobą oszołomioną i wyrwaną z letargu jasnowłosą. Minęły również Zwiadowcę zatrzymawszy się tuż za jego plecami. Naprzeciw witraża przedstawiającego jednego z dwóch elfów, którzy byli wśród Ośmiu; Ailluina Walecznego. Vinterdew doskonale znał te wszystkie witraże. Waleczny był elfem o popielatych włosach, złotych oczach i charakterystycznej, trójkątnej twarzy. Poza podobnym odcieniem włosów nic nie łączyło go z Aweliną, jednak zaczynał się czuć nieswojo. Nie powinno go tu być. – Widziałam Ailluina Walecznego w jej przeszłości! To jego potomkini!
Nemora była rozemocjonowana, a jej głos drżał. Dziewczyna natomiast wyglądała na niedowierzającą całej tej historii. Rumcajs podniósł się z hukiem.
- Chcesz mi wmówić, Nemoro, że ta miernota została naznaczona przez to białe bydlę, które wczoraj uciekło?!
- Ona nie chce ci tego wmówić Rumcajsie – te słowa były jak smagnięcie biczem. Sandara również podniosła się ze swojego tronu ze zgrzytem zbroi, w którą była ubrana. – Najwyraźniej smok wyczuł jeźdźca i miał plan się z nim ostatecznie połączyć. To nie pierwszy w historii przypadek, kiedy bestia stara się odnaleźć swojego – powiedziała, a głos miała surowy jak pocieranie kamienia o kamień.
- Ja mam smoka? – zapytała Awelina, spoglądając na znak naznaczenia, który miała teraz na ręce. – To nie trafię do lochu?
- A skąd! Do lochu trafiają tylko szaleńcy – zachichotał grzecznie przewodniczący, a Seebra czuł jak sztywnieje. Gdyby tylko nie był obolały to po jego plecach spłynąłby zimny pot. – Bracie Vinterdew odprowadź Jeźdźca Awelinę na pierwsze zajęcia z latania. Niech zapozna się ze swoim smokiem.
- Powiadomię archiwistę o nowym rekrucie – powiedziała tylko Sandara, opuszczając salę pewnym krokiem.
Nemora cały czas wydawała się poruszona historią, którą właśnie zobaczyła. Jasnowłosy chciał już jak najszybciej wyjść. Pochylił się przed Aweliną w sposób jaki robił to przed każdym wyższym rangą, a potem ruszył w stronę drzwi. Poczekał aż ta do niego dołączy, a potem ponownie zaczęli przemierzać kręte korytarze.
- Jeździec Via później zapozna cię, Jeźdźcu Awelino, z procedurą odebrania munduru. Po kolacji zaprowadzę cię do archiwum – powiedział Seebra, czując jak w żołądku osadza mu się kawał lodu. – Teraz zapraszam na lekcje z latania – dodał, przyspieszając kroku.
Był już spóźniony, a jego uczniowie i tak nie zrozumieją jego położenia. Zawsze musiał być na czas, jeśli miał mieć posłuch grupy. Korytarze już opustoszały i nikogo nie spotkali w czasie drogi na zewnętrzny dziedziniec. Rozległy teren przed główną bramą poorany był gdzieniegdzie od smoczych szponów, które często musiały lądować w tym miejscu po powrocie z różnych wypraw. Teraz jednak nie było tam ani jednego smoka. Co poniektóre mknęły nad ich głowami, jednak nie przeszkadzały im. Podobnie jak niewielkiej grupie kadetów, która raźną zbieraniną siedziała przy brzegu urwiska. Półelf wyprostował się i poprawił skórzane rękawiczki, patrząc na uczniów. Wśród nich zauważył czarną czuprynę Vii, ale również długie, blond włosy Jeźdźca Travarana. Młodego elfa z szlachetnego rodu, który za nic miał nauki Zwiadowcy. Ruchem zaprosił Awelinę do grupy, a następnie przeszedł między kadetami puszczając mimo uszu wszelkie obraźliwe uwagi. Już nic nowego nie mogli wymyślić, a przecież wiedział, że kreatywność nie jest ich mocną stroną. Stając na samym skraju urwiska objął grupę spojrzeniem, zauważając iż nowa półelfka wyróżnia się ubiorem pomiędzy jednakowymi, szarymi mundurami.
- Widzę, że jak zwykle się cieszycie na myśl o zajęciach. To dobrze, że czeka was bardzo ważna lekcja dzisiaj – powiedział Seebra, a w jego głosie przebiły się nuty sarkazmu. Potem wsunął dwa palce do ust, wcześniej oblizując wargi. Wkrótce od klifów odbił się przenikliwy gwizd. Zaraz Zwiadowca spojrzał na resztę. – Czekacie na specjalne zaproszenie? Macie stanąć w dużych odległościach i wezwać swoje smoki – poinstruował ich, obserwując ich uważnie. Via najwyraźniej tłumaczyła coś Awelinie, jednak zaraz odeszła, kiedy na niebie nad nimi pojawił się smukły kształt Hefet. Smoki pojawiały się jeden po drugim, stając przy swoich jeźdźcach. Na twarzach niektórych pojawiły się uśmieszki pełne satysfakcji, że pomimo głośnego sygnału smok instruktora nie pojawił się na czas. Vinterdew jednak się nie przejmował. – Dzisiaj będziemy mówić o bardzo ważnej kwestii waszej więzi. Poćwiczymy coś, od czego będzie zależało nieraz wasze życie. Zaufanie – wytłumaczył, wskazując pierwszą z brzegu parę rekruta i smoka. Zaraz po tych słowach po prostu cofnął się krok, spadając z krawędzi klifu w dół. Ktoś krzyknął, na górze przez sekundę zakotłowało się. Półelf uśmiechnął się pod nosem, słysząc świst wiatru w uszach. Spadanie było nawet przyjemne. Po chwili poczuł pod sobą znajomą, ciepłą obecność i czuł jak Satvari miękko przyjmuje jego ciężar ciała na delikatne skrzydło tak, że sturlał się po jego powierzchni aż do miejsca, gdzie staw skrzydła łączył się z ramieniem. Wygodnie usiadł, nie chcąc przeszkodzić bestii w locie, a następnie zerknął na zaskoczonych kadetów, kiedy wynurzył się zza krawędzi na swoim smoku. Satvari wylądował na ziemi, rozganiając trochę grupkę uczniów. – Nie każę wam już dzisiaj wykonywać tak niebezpiecznych manewrów jak ten, ale chciałbym, żebyście poznali się ze swoim smokiem i poćwiczyli najpierw lot stojąc na grzbiecie. To dobra próba waszych osobowości – powiedział, zeskakując ze skrzydła i opierając się plecami o łapę czarnego gada za sobą. Via zdawkowo pomachała do bestii, a ta odpowiedziała niemrawym trzepnięciem czerwonymi kołnierzami.
Ostatnio zmieniony przez Suzuya (14-08-2021 o 15h24)