Dobra, w końcu jakoś się zebrałam w sobie, żeby napisać ten mój esej na temat ich zagrywek. Aż wzięłam okulary zgarnęłam, bo ślepota nie pomaga, a to będzie dłuuugie, więc zapraszam po kawusię zainteresowanych moją dramaturgią.
Zacznę od tego, że szczerze, czuję się okropnie z tym, jak potoczyły się te losy Ezarela, przysięgam. Pociesza mnie to, że nie jestem sama w takim przeżywaniu postaci fikcyjnej – cały czas siedzę i mam z tyłu głowy to, że halo, halo. Nie Uchi, nie zobaczysz Eza, bo postanowili go wykopać. Po prostu wykopać. Jeśli ktoś chce popłakać razem ze mną, to zapraszam serdecznie, mam chusteczki. Ja wiem, że ze mnie jest histeryk, ale zawsze przeżywam bohaterów, których lubię. I tym razem też tak jest, tyle, że kilka razy bardziej.
Sposób, w jaki pozbyli się Ezarela, to jakiś żart. Super, przygotowywali sobie na to grunt od dłuższego czasu, ale wydawało mi się, że w ten sposób się takich historii nie kończy. Po prostu wyjechał sobie z laską, która powinna być już skreślona, która zrobiła dużo złego? I z tego właśnie powodu, że on sobie zaczął nowe życie, nie zainteresuje się kompletnie tym, co spowodowało całkowitą dezorganizację jego dotychczasowego świata? Przykro mi najnormalniej w świecie, że uznali to za wystarczające zakończenie. Jeśli postanowili zrobić z Eza tak szlachetnego, to przecież nie może on jednocześnie zignorować cudownego wybudzenia jego dawnej ukochanej. Maria zrobiła wiele złego. Gard nie. Na dodatek uczucie, jakim darzył ją Ez – no takie rzeczy nie znikają “ot tak”, nie ma machnięcia różdżką, a czas niby leczy rany, ale nie wszystkie. Dla mnie to jest jedna z takich. Gdy umiera ci ktoś bliski, kiedyś przestaje boleć aż tak. Ale dalej chciałbyś go zobaczyć, porozmawiać! I jestem przekonana, że Ez sam w głowie też nieraz musiałby się łapać na “i co byś mi powiedziała Gard w takie sytuacji? Obserwujesz mnie chociaż?”.
Przepraszam, ale to jest po prostu absurdalne, jak próbują tłumaczyć jego odejście i brak reakcji. A gdyby Beemoov próbował się zasłaniać tym, że im najbardziej pasowało do jego postaci – wielokrotnie pokazali, że charaktery bohaterów są im kompletnie obojętne, jeśli chodzi o ich los. Stąd takowy argument do mnie nigdy nie trafi. Zresztą, wszyscy wiemy, że jest to tylko wymówka.
To jest dla mnie frustrujące, że Eza nie ma i nie będzie. Ale co mnie również zdenerwowało, to wcześniej wspominane przez Was zachowanie Gardienne. Tak się nie zachowuje partnerka, przyjaciółka ani po prostu dobry człowiek. I przykro mi, że gra wciska mi taką postać.
To jest jakiś absurd, że jej “ukochany” może sobie nie żyć, a ona z jednej strony tego przeży... ojeny, ale Mateusz jest przystojny!
Dlaczego gra chce od nas, żebyśmy grali taką postacią? To jest tak idiotyczne, że naprawdę, sama mam ochotę łóżko gryźć. Chciałabym, żeby dano mi minimalny wybór w tym, jak czuje się moja postać. Chciałabym przeżyć choć minimalną żałobę po Valkyonie jako jego przyjaciółka i choć minimalnie pomyśleć nad losem mojego Ezarela, który zresztą, jest traktowany już totalnie po macoszemu. Dostał absolutnie najbardziej po tyłku – kogo on ma? Marię-Annę? Dobry żart. Cały świat mu się posypał i teraz Beemoov dziwi się, że jego fani nie mogą przeżyć zakończenia wątku w ten sposób. Podobny myk zrobili na SF – ale przecież, mówiliśmy tam o
– rozstaniu zwykłym, po prostu nie wyszło, świat chciał inaczej, mogli się rozejść w rozmowie (nawet jeśli pominiętej w grze, a jedynie wspomnianej - wciąż);
– rozstaniu nastolatków;
– świecie rzeczywistym.
Ale tutaj mamy relację poważniejszą, a Ez oddał całe swoje serce tej Gardienne. I nie dość, że mu to serce wyrwano, to jeszcze w tak okropnie słaby sposób, że tego nie przeboleję. On
– traci ukochaną w taki sposób, że nikt nie może nawet mu powiedzieć dla pocieszenia “słuchaj, nie zasługiwała na ciebie!” (chociaż przy jej aktualnym zachowaniu, może
);
– traci ukochaną, ale jednocześnie wszyscy się radują, że świat został uratowany – gdy jego świat właśnie się posypał na maluśkie kawałeczki;
– widzi jaka paranoja się dzieje w jego dotychczasowym domu – jego ukochanej nie ma, ona jest jakimś bożyszczem dla wszystkich, a gdyby tego było mało, nagle na piedestale stawiane są osoby, które przyczyniły się do tego, że jego świat jest odłamkami szkła na podłodze.
Nie ukrywajmy, gdyby nie niektórzy bohaterowie, Ezarel dalej miałby swoją Gardienne, dalej byłby szczęśliwy. Ja się nie dziwię, że się zdecydował wypisać z tego cyrku. Też bym tak zrobiła, gdybym cały czas miała na jego miejscu patrzeć na ludzi, którzy zniszczyli mi życie - nawet pośrednio. Ale gdybym dowiedziała się, że ktoś dawniej mi bliski wrócił z takiej sytuacji, sama bym chociaż przyszła w odwiedziny. Nawet jeśli miałby kogoś, nawet jeśli byłby zły - Gardienne na to zasługiwała po zakończeniu I sezonu. Cała ich relacja zasługiwała po prostu na to spotkanie, by mogli sobie chociaż ostatnie słowa powiedzieć. Tymczasem właściwie co? Oni nigdy nie zerwali. I oczywiście nie są ze sobą, ale... strasznie dziwna sytuacja. I nie wiem, jak ona może tak łatwo przechodzić z tym do normalności. Może to ja jestem histeryk (oj, wiem, że jestem), ale mi to naprawdę by nie dawało spokoju. Nawet jeśli to był kawał czasu, nawet jeśli on się zmienił - to spotkanie powinno się odbyć, i dla niej, i dla niego, i dla gracza.
Mówimy przecież o uczuciach. A Ez niewątpliwie darzył Gardienne największą miłością, jaką mógł. Stąd też wątpię, że 7 lat pozwoliło mu zakopać to wszystko i potraktować jak “było | minęło”. Takie historie nawet po wielu latach bolą. Możesz być szczęśliwy, możesz mieć kogoś nowego, ale to i tak cholernie boli, bo to się zakorzenia w tobie, w jakiś sposób cię kształtuje. Myślę, że Beemoov zresztą uważa tak samo.
Skoro analizę uczuć jako tako zakończyłam, to teraz kwestia czysto techniczna. Przepraszam Pszczoły, ale. Czy wy właśnie usunęliście Ezarela i Valkyona – w tak okropne sposoby – by wcisnąć nam:
– Nevrę (ok bby, ciebie nie będę katować, ty swoje cierpisz);
– Lewiatana (który przyczynił się pośrednio do śmierci Valkyona, zniknięcia Gard na 7 lat, zniszczenia jej relacji z Ezem);
– Mateusza (który jest tak wybitnie irytujący, że przysięgam! Czekam aż będę mogła mu lepę sprzedać...);
– Lance’a (który jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć Valkyona, bezpośrednio odpowiedzialny za zniknięcie Gard na 7 lat, bezpośrednio odpowiedzialny za zniszczenie jej relacji z Ezarelem).
I ja bym wiele przeżyła. Ja naprawdę szanuję to, że ktoś chciał i chce Lance’a - rozumiem! Kręcą nas inne rzeczy! Ale czy serio te Pszczoły musiały usunąć Eza i Valka, bo ich życia były zniszczone (albo w ogóle ich nie było
), a dodać człowieka za to odpowiedzialnego? Nie dało się zakończyć I sezonu w inny sposób?
Dodam jeszcze, że póki co prezentuje się to tak marnie, że jeśli Nevra mnie zdenerwuje, to nie mam WSa i to co mnie przeraża najbardziej – jak początkowo byłam chyba jedną z najbardziej anty-Lance, tak teraz widzę, że Mateo i Lewiatan są tak okropni, że już nawet jego bym wolała niż z nimi skończyć. I aż się z tym źle czuję. Ewidentnie po odejściu Eza brakuje czegoś ważnego. Dlatego właśnie mam nadzieję, że Pszczoły oprzytomnieją i zauważą, że po prostu mają pustkę i to prezentuje się przeciętnie. Dla nich jest najnormalniej w świecie lepiej, żeby go przywrócić. Mają większy wybór, jedyne co muszą zrobić, to dodatkową ilu i go gdzieś upchać. Dla mnie może nawet przyjść ze starym wyglądem, w worku po ziemniakach. Byleby był.
Straszne jest też to, że w celu uratowania historii Eza, mamy posiłkować się fanfikami. Fanfiki zawsze kojarzyły mi się z fajną alternatywą do oryginalnej historii. Nie z naprawianiem fabuły, którą ktoś skopał. To dla mnie jakiś taki nowy wymiar; fanfik nie będzie czytajką dla zwykłej uciechy, tylko czytajką by jakoś ukoić tę frustrację, że źle okrojono w historię.
A teraz wielkie odpisywanie w moim wydaniu... :<
Ayumi89 napisał
Absolutnie się zgadzam, że Gardienne tworzy z nim nijaki związek, a sama postać pozostawia wiele do życzenia, ale mi mocno ustawiło myślenie stwierdzenie, że ta gierka tak naprawdę ma dwie ścieżki - z Leiftanem i bez Leiftana, ta pozostała trójka WSów nie ma znaczenia, nie ważne już czy ich jest trzech czy dwudziestu, gra wyglądałaby w dokładnie taki sam sposób. Nawet jeśli relacja z Leifem była niszcząca i sam związek toksyczny to jednak to jest ścieżka kanoniczna.
Co nie? I to jest po prostu okropne, jak go postanowili ponarzucać! A teraz, on się wycofa, bo gwiazdą wieczoru już był, wjedzie Lance na białym rumaku i git. To jest przecież tak ograniczające... Mamy grę fantasy. Rozumiałabym coś takiego jeszcze na SFLL. Ale w grze fantasy? Tutaj jest milion opcji! Ba, nawet traktowanie jednego bohatera jako tego ważnego dla fabuły, jest spoko. Ale jego historię powinno się odkrywać z WSem! A nie, że WS czasem tam postoi z boku. I to wcale nie jest tak trudne do rozegrania.
@Kace, Twój wiersz zdobył moje serducho. :’<
@Ligiae, pisz nam, pisz. Też trzymam kciuki, że zmienią zdanie. Błagam, niech choć jedną dobrą decyzję podejmą.
Methrylis napisał
I w tym wszystkim trochę szkoda mi Nevry, bo w pierwszym sezonie został TOTALNIE olany, a przy tak mocnym składzie w 2 sezonie, nie ma większych szans na przebicie się. Wszystkie oczy będą zwrócone ku Leiftanowi i Lance'owi, no i tylko czasem Mefju będzie wychodził na pierwszy plan jako ten nowy. Ech.
Ja się właśnie przestraszyłam, przysięgam... Miałam to na uwadze już, ale teraz we mnie dopiero to tak mocniej trzepło. Nevra oberwie okropnie, ale no błagam, mają jakąś bazę, żeby rozwijać jego relację z Gard. Niech oni tego nie skopią.
choć zapewne tak zrobią... Co do rutyny po odejściu miłości...
Ja wiem, że oczekiwanie czegoś więcej po Gard, to przerost ambicji. Ale no przecież w życiu nie da się tak przejść, tak o! Ja myślałam, że ona w ten nowy sezon wejdzie jako oaza “jestem kwiatem lotosu, nic co było, mnie nie przejmuje” i w ten sposób będą próbowali to argumentować. A jak ona teraz funkcjonuje... Przecież to jest istny horror. Jak można w ogóle próbować wmawiać, że jest inaczej? Tracisz przyjaciół, ukochanego, zaczynasz kolejny raz od zera, znowu świat się sypie. Ale przynajmniej możesz popatrzeć na przystojniaków!!
I tak, ja również się łudzę. Ciągle mam takie przeczucie, że jeszcze wróci, ale jednocześnie towarzyszy mi “nie gadaj bzdur, Uchi”.
Ayumi84 napisał
I przykro mi, że robią z Nevry skończonego wuja. W sensie - co to za przyjaciel, który zarywa do twojej kobiety i nawet cię nie poinformuje cię o tym, że się wybudziła (w scenariuszu, w którym Gardienne była w origins z Ezem, a w drugiej serii zarywa do Nevry)? To stawia wampira w bardzo niekorzystnym świetle.
Podpisuję się pod tym w 100%! Czy w ogóle taki Nevra nie powinien mieć potem jakichś rozterek? Pewnie powinien, ale znając życie Beemoov znowu to pominie.
Lix napisał
Zresztą widzę że nie tylko mnie denerwuje że w tej grze nikt nie chowa urazy, przecież po tym 15 odcinku tak naprawdę Gardzia wybaczyła już to ze WS podał jej ten eliksir, i nie miała najmniejszych problemów kleić się do niego na Shaukobowie czy też w jaskini. Jedyna osoba do której zawsze miała pretensje to Miiko.
Absolutnie. Miiko zawsze była najgorsza, nawet jeśli chociaż czasem coś nie było z jej winy. A wszystkie złości Gard, nieufność do członków straży - szło to prędko w niepamięć.
@Deirdrae, po prostu cała prawda.
Ja jestem zawiedziona, smutna, zła i jakoś mi najzwyczajniej w świecie to ostatnio lamie serducho.
............... @Ayumi, ja jutro jeszcze odpiszę, bo teraz nie dam rady. <3