Telefon zabrzęczał po raz kolejny. Ingrid spojrzała na niego, w duchu modląc się, aby to nie była jej komórka. Spojrzała niechętnie na trzymaną rzecz w ręce i gdy zobaczyła słowo „mama” w jej umyśle zaczęła rozgrywać się walka. Urażona duma nie pozwalała jej odebrać połączenia, ale wewnętrzna chęć porozmawiania z rodziną przed odlotem z Moskwy walczyła zaciekle. Przed oczami stawał jej obraz załamanej matki, którą, pomimo ich ostatnich kłótni, bardzo kochała, podobnie jak ojca i trójkę sióstr, bo ona nie chciała odebrać telefonu po raz czwarty. Teraz nadarzyła się jedna z ostatnich szans, aby podreperować nadpsutą relację i zapomnieć o waśniach.
Wyświetlacz zgasł. Kolejna informacja o nieodebranym połączeniu wyskoczyła na ekranie, a ona jeszcze parę chwil patrzyła na to. Jej samolot odlatywał za godzinę, a bramki otwierały się za dziesięć minut o ile wszystko poszłoby bezproblemowo. Westchnęła ciężko, już wybierając numer matki. Druga strona jej umysły była bardziej uparta i wygrała, zmuszając ją, aby schowała kwaśne słowa głęboko w usta i pogadała z matką.
Wystarczył jeden sygnał, aby odebrała. Naturalnie zbyt wysoki głos stał się bardziej piskliwy niż zazwyczaj, krzycząc:
– Nic ci się nie stało!? Ingrid? Ingrid?! Dziecko drogie, odezwij się!
–
… nie mamo, wszystko jest okej– powiedziała niepewnie, odsuwając telefon od ucha.–
Po prostu…– Co ona tak właściwie miała jej powiedzieć, aby nie pokazać, jak bardzo wściekła była?–
... pomyliłam swój bagaż i… – Wymyślenie kłamstwa było łatwe, lecz takiego fałszu, aby Anna nie zorientowała się, że córka ją kłamię to już inna bajka, a z drugiej strony zażenowanie zalewało ją od stóp do głów, gdy tylko myślała o tym, co musiała przeżywać jej matka.–
… i tak się jakoś stało, że musiała go trochę dłużej poszukać– dokończyła niepewnie, ściskając dłoń w pięść. Cała jej twarz pokryła się czerwienią na samą myśl jak idiotycznie zachowywała się przez ostatnie dwie godziny.
– Na pewno?– Wyraźnie słyszała powątpienie w jej głosie.– Córciu… ja się kiedyś nabawię przez ciebie szarych włosów– westchnęła ciężko, lecz z powodu ulgi, a nie kolejnych zmartwień.– Cieszę się, że wszystko się tak skończyło. Eh… tylko nie pomyl bagażu w Nepalu. Jak tam go zgubisz to ja nawet nie wiem na jaki adres bym miała tobie nowe rzeczy przysłać.
Nastała między nimi krótka chwila ciszy, której żadna z kobiet nie chciała przerwać. Ingrid spojrzała na zegarek, zaciskając mocno usta. Zostało jej dokładnie pięć minut do otwarcia bramek, a musiała jeszcze szybko rozmówić się z rodziną.
–
Mamo, przepraszam. Nie chciałam, aby tak potoczyła się nasza rozmowa na lotnisku. Rozumiem, że się denerwujecie i… – Nie, Ingrid. To my powinniśmy ciebie przeprosić. Każdy na ciebie naciskał, abyś znalazła sobie jakiś cel w życiu, a kiedy już to się stało, nie otrzymałaś od nas wsparcia. Córciu, my naprawdę się z tatą cieszymy, że dostałaś się do tego projektu. Jak tylko wrócisz na wakacje do domu to pojedziemy tam gdzie tylko będziesz chciała. I kupię ci jakieś nowe kapelusze.
Dlaczego dopiero w takim momencie łzy napłynęły jej do oczu? Na lotnisku w Oslo kłócili się we trójkę, gdy pozostaje trzy osoby z rodziny stały, patrząc na nich i nic nie robiąc. Wtedy nawet nie myślałam o tym, że będzie jej smutno z powodu rozstania. Żałowała, że wzięła ze sobą album ze zdjęciami, bo jeszcze by on jej przypominał o zepsutych relacjach rodzinnych, ale teraz minęło parę godzin i każdy ochłonął. Na obecną chwilę mogła jedynie wypominać sobie, iż wcześniej nie poszła po rozum do głowy i ich porządnie nie przeprosiła.
–
Podejdziesz do taty i dasz mnie na głośnik?– spytała cicho, wiedząc, że musiała zrobić jeszcze ten jeden krok do przodu, aby mieć spokojny umysł, jak trafi do Nepalu i kwater. –
Za chwilę będę miała odprawę i nie wiem jak to będzie z rozmową– dodała, a stres narastał w niej z każdą chwilą. – Tak, oczywiście!– krzyknęła matka. Wyraźnie w tle usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie fotelu, a potem kroki kobiety.– Bjørn, chodź tutaj! Szybciej! Ona zaraz będzie miała odprawę!
– Już, już idę! Dziewczynki, chodźcie!
Zaciskając usta wstała, widząc w oddali otwierające się bramki. Zaskoczył ją widok dwójki ludzi z psami zamiast robotów, które wykonywała znacznie bardziej profesjonalnie swoje zadanie, ale nie skomentowała tego głośno, bardziej skupiając się na tym, aby zabrać swój bagaż i uważnie wsłuchać się w dźwięki pochodzące z telefonu.
– Ingrid?– usłyszała w pewnym momencie niski głos swojego ojca. Od razu ścisnęła mocniej komórkę.
–
Hej tato. Ja chciałabym… – Cieszę się, że słyszę twój głos.– Wszedł jej w słowo.– Ingrid, jeżeli chodzi o kwestię połączeń, to nie martw się. Właśnie przeglądam oferty rozmów między Nepalem a Norwegią. Jak tylko dotrzesz na miejsce i zobaczysz gdzie jest zasięg, a gdzie nie, to wykupię tobie całoroczną taryfę. Tak abyśmy mogli rozmawiać ze sobą codziennie i…
–
Dziękuję tato.– Tym razem to ona przerwała ojcowski monolog. Uśmiechała się od ucha do ucha, czując jak łzy napływają jej do oczu. Wytarła palcami powiekę, uważając, aby za bardzo nie rozmazać makijażu. Czuła, jakby wreszcie w jej życiu nareszcie zaczynały rozwiązywać się jakieś problemy, a stres związany z projektem i tym, co zobaczy na miejscu, zastąpiło szczęście i zaskoczenie. Nie spodziewała się, że jej ojciec, ten sam, który najgłośniej sprzeciwiał się jej wyjazdowi na projekt, teraz sam zakasał rękawy i chciał pomóc córce.
Stanęła na końcu kolejki na odprawę, kurczowo ściskając torbę. Nie zwracała uwagi na ludzi stojących przed nią. W najmniejszym stopniu nie rozumieli tego, co właśnie mówiła do rodziców i cieszyła się z tego powodu. Była to jej namiastka prywatności w jednym z największych i najbardziej zatłoczonych lotnisk na świecie.
– Tato daj mi Ingrid!– Liv, pomyślała Ingrid, uśmiechając się jeszcze szerzej, aż zabolały ją policzki.– Ingrid, ty durniu, jak ty możesz tak długo nie odbierać od nas telefonu?!– Jej trzynastoletnia siostra oburzyła się głośno, lecz Ingrid tylko zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
–
Ha, dzięki mały gówniaku– odparła sarkastycznie i znów zachichotała pod nosem. – Ej! Ingrid! Nie nazywaj mnie tak przy ludziach! I… ja pierniczę, Ingrid, weź dzwoń do nas często i posłuchaj mnie teraz, bo pewnie zaraz Berit i Astrid będą chciała wyrwać mi smart watch. Mama już wariuje, a tato wyskakuje z oszczędności, aby wykminić, która oferta jest najdroższa, znaczy się najlepsza. Więc no… wyślij im jakąś kartę czy coś, sis, dobra? Oni chyba do reszty skołtunieją jeżeli nie dostaną czegoś od ciebie– ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu, a potem niespodziewanie dodała.– A teraz masz Berit, bo już się mnie czepiła jak jakiś szczur.– W połowie wypowiedzi głos lekko jej się załamał, ale szybko odzyskała rezon i zanim większe emocje zdążyły wypłynąć na zewnątrz to oddała telefon młodszej.
– Ingrid, Ingrid, powiedź, ładnie jest w Moskwie?– zapytała jedenastoletnia Berit.– Wyślij mi na bluetootha zdjęcia! I chcę, żeby one pachniały!
–
Nie ma sprawy, zaraz wyślę…. – Sledujszi!
Od razu podniosła głowę, patrząc się na starannie ogolonego mężczyznę z głupią miną. On chyba od razu zrozumiał, że miał do czynienia z obcokrajowcem, bo natychmiastowo się poprawił i powiedział z silnie rosyjkim akcentem:
– Teraz pani. Poproszę bagaż.
– Ingrid zadzwoń, gdy będziesz miała czas!– Dziewczyna od razu spojrzała na telefon, lecz jedyne, co usłyszała to „czas” i nic poza tym.– Do zobaczenia córciu!– W tle rozległo się wspólne „pa” trójki sióstr i krótkie „kocham cię” ze strony ojca. Po tym się rozłączyli, nie dając powiedzieć Ingrid „do usłyszenia”. Z lekkim zakłopotaniem schowała telefon, gdy zobaczył, że mężczyzna wyciąga ręce po jej torbę, a z tył rozległy się niezrozumiałe, gniewne pomruki. Zaśmiała się krótko z zażenowania i już nie zagradzając dalej kolejki zrobiła parę kroków w przód, czekając aż ją przeskanują i przekażą jej torbę, która wyjątkowo nie miała trafić do luku bagażowego.
**********
Pomijając dosyć ferelny początek związany z paskudną pogodą, spóźnionym kierowcą i faktem, że dostała kawę bez cukru, początki pierwszego dnia projektu mogła uznać za udane. Wiatr nie zwiał jej kapeluszu, a ona wyglądała „okej”. Pewnym krokiem weszła do sali, którą pokazał jej ochroniarz i z niemałym zaskoczeniem odkryła, że nie była sama. No fakt, inni ludzie też mogli brać udział w projekcie i…. właściwie to ona sama nie wiedziała, dlaczego tam bardzo zaskoczył ją ten widok. Ludzie wyglądali jakby wyjęto ich z okładek dla modeli, a nawet jeden Azjata trafił im się w gratisie. Aż bardziej naciągnęła kapelusz na głowę, aby zakryć i tak niewidoczne odstające uszy.
Stanęła sobie z boku, aby nikomu nie wadzić. Torbę odebrał od niej ochroniarz, gdy poprosiła go, aby przechował ją w jakimś suchym miejscu. Może nawet była szansa, że dostarczą jej bagaż do pokoju i pozwolą ze starego telefonu przepisać numer do przyjaciółki?
Nawet nie zdążyła dobrze oprzeć się o ścianę i rozważyć, jak mogłaby zawiązać znajomości z innymi (a w szczególności z tym Azjatą), gdy do pokoju weszła dwójka ludzi. Jedna młoda dziewczyna i jakiś starszy od niej mężczyzna, lecz to nie oni zwrócili największą uwagę Sorberg. Z coraz większym zaskoczeniem, a potem przerażeniem obserwowała wychodzącego z cienia smoka. Miała już kiedyś kontakt z jednym, ale on był malutki, słodki, a tamten wyglądał jakby miał zaraz kogoś zamordować. Zatkało ją i zanim pomyślała, co mówi, krzyknęła:
–
Ja p********!– Aż cofnęła się jeszcze bardziej do tyłu, obserwując wielkiego gada. Słuchał się on poleceń tamtej dwójki, ale no żesz cholerna jasna, dlaczego nikt jej nie powiedział wcześniej.
Gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła i powiedziała, czerwień zalała jej policzki, a ona zastanawiała, jak tutaj skryć się pod ziemie. W końcu znajdowali się w pierniczonej górze, na pewno musiało być jakieś miejsce, w którym mogłaby się ukryć i przeczekać te fale wstydu, bo właśnie to na siebie sprowadziła. Już wiedział o czym ludzie będą później plotkować, już wiedziała.