Pokiwał tylko, słysząc pełen niesmaku ton Luke'a, zanim uśmiechnął się krzywo. No tak, rzeczywiście. Zdążył już zapomnieć, że Chamberlainowie bywali równie zasadniczy.
- Każdy u was wyjeżdża... to wszystko jest takie... - nie dokończył, choć znalazł już odpowiednie wyrażenie. "Zaskakujące". Łagodnie mówiąc.
- Wracacie do korzeni, nie? Coś w tym stylu. - dodał w lekkim uśmiechu, zanim spoważniał.
- Ale co ma do nas obu temat Very? - zmarszczył brwi. Nie widział żadnego związku pomiędzy Veronicą a ich sprawami. To były dwa zupełnie różne światy, dwie różne rzeczywistości. Chociaż uwielbiał siostrę Luke'a, mimo wszystko uważał, że powinna mieć jakąś swobodę, miejsce dla siebie. Nadmierne niańczenie zawsze tylko krzywdziło. Zwłaszcza w dorosłości.
A wyjazd z Lukiem Cornelius nawet by rozważał, gdyby nie to, że miał już posadę tutaj; posadę, która przynosiła całkiem niezłe pieniądze, nawet jeśli to była praca, której nienawidził. Z drugiej strony, gdyby wyjechał, nie miałby już po co wracać... i nie znał francuskiego. Poza tym gdzie Francja, a Anglia. To były zupełnie dwa różne światy, dwie różne mentalności. Wystarczyło popatrzeć na Luke'a i Ormazda.
Nadal nie rozumiem, jakim cudem moja siostra zdołała dogadać się z tym dziwakiem.
Chłopak nachmurzył się, widząc jak Luke ucieka przed nim spojrzeniem; Chamberlain wgapiał się w stół, jakby ten miał zaraz stać się świstoklikiem na drugi koniec świata.
Dopiero teraz zaczął powoli jarzyć, o co chodziło, co próbował przekazać mu Luke.
Bum. Bum.
Czy to biło tak mocno i szybko jego serce, czy tak szybko i boleśnie kołatały się w głowie jego myśli?
Wyjeżdża, bo nic już do ciebie nie czuje. Gdyby było inaczej, gdyby to się nie wypaliło, gdybyś o niego dbał, to by się tak nie skończyło. Ale nie dbałeś. Mogłeś wybrać inną pracę, nie w Ministerstwie. No i masz za swoje. Gdybyś okazywał mu więcej uwagi, pewnie byś szybciej to zauważył. Nie zasługiwałeś na niego, nie? A swoją drogą, kto wie, co się działo w czasie, kiedy ty się uczyłeś w Hogwarcie... przecież już raz tak odwalił w Hogwarcie, niby zarywał do ciebie, ale jednocześnie przespał się z Finleyem... rozumiesz, co chcę ci powiedzieć? Skąd mogłeś wiedzieć, co się działo między nim a tym wszystkim przez ten rok?
Bum. Bum.
- Ty... wyjeżdżasz - przerwał mu bezceremonialnie, nie mając już dłużej cierpliwości i serca. Bo tak, serce samo się kroiło, patrząc na tak rozdartego Luke'a.
I chociaż nie chciał znać odpowiedzi, był już pewien, że właśnie o to chodziło.
Idiota z ciebie, Corn, wiesz?
Mimowolnie rozplótł ich palce i cofnął swoją dłoń, zanim odchylił się w krześle, zakładając ręce na piersi, odgradzając się od Chamberlaina murem. Jednocześnie przyjrzał się Luke'owi chłodno, jakby dopiero teraz zobaczył go pierwszy raz na oczy - pierwszy raz, szczerze, od lat, bez zasłony emocji, sympatii i przyjaźni, nie mówiąc o głębszych uczuciach. Patrzył teraz nie jak przyjaciel czy chłopak (choć aktualnie to chyba były chłopak), ale jak przełożony czy nauczyciel. Jak ktoś obcy.
Bo w tej sekundzie Luke stał mu się prawie jak obcy człowiek - człowiek, którego nie znał. A jednocześnie nadal był mu tak bliski...
Bum. Bum. Bum.
I nie jestem pewien, czy chciałem widzieć wcześniej to, co widzę teraz.
- Wyjeżdżasz z powodu Veroniki, czy masz ku temu jakiś inny powód? - zapytał oschle, nadal mu się przypatrując. Chciał go zapamiętać - jego kształt twarzy, kolor oczu, kolor włosów, nawet te piegi i zmartwioną minę, nawet jeśli nie potrafił go w obecnej chwili traktować w bardziej ciepły sposób.
Musiał to przeboleć.
Słysząc o hodowli, zaśmiał się cicho, z lekką goryczą.
- No tak, racja. Nie powinienem był zadawać tamtego pytania, skoro już na nie odpowiedziałeś... właściwie tak teraz myślę, że nie powinienem ci tego wyjazdu zabraniać, czy nawet protestować... - stwierdził, odwracając wzrok. Rozumiał go - chociaż decyzja bolała, jednocześnie był świadom, że Luke postępował dokładnie tak, jak on. Szedł nie tylko za poczuciem obowiązku, ale też za marzeniami.
Mimo to tak bolało... jednocześnie uświadomił sobie jeszcze bardziej bolesną rzecz.
Rozumiał, ale nie chciał rozumieć; słyszał, ale nie chciał słyszeć; widział, ale nie chciał widzieć.
Kiedy zdążyłem stać się takim dupkiem?
- Więc wyjeżdżasz... i tyle? Między nami skończone? - dodał cicho, spuszczając wzrok i wbijając go w stół. I chociaż miał ochotę wstać i wyjść - uciec - jednocześnie nie chciał okazać tej słabości. Mimo wszystko miał nadzieję, że Luke powie coś innego. "Nie, głuptasie, wszystko między nami jest aktualne".
Jaaasne. A gdyby wuj Octavius byłby ulubieńcem rodziny, to by był wujem Tyberiusem.
Ostatnio zmieniony przez Doc (04-08-2019 o 23h00)