Tego dnia siedziałem w piwnicy, owinięty w mój ulubiony granatowy koc i z jednorazową maseczką osłaniającą moje usta i nos. Spędziłem tak już jakiś czas, razem z paroma osobami z mojego bloku, którym udało się skryć w porę. Niestety moja matka nie miała tego szczęścia - wcześnie rano wyszła do pracy, kiedy to się stało. Od tamtej pory nie widziałem jej już i wszystko wskazywało na to, że więcej nie zobaczę, przynajmniej nie na tym świecie... Ale wróćmy do dzisiaj. Siedziałem tak w tej piwnicy, czekając, aż coś się wydarzy, aż coś nadejdzie. Koniec lub wybawienie - prędzej to pierwsze, ale przecież nadzieję zawsze można mieć.
Przyglądałem się twarzom ludzi, którzy tak jak ja wpadli na pomysł zejścia do piwnicy. Jedni byli wciąż zszokowani i przerażeni, inni zaś spokojni, a ich twarze nic nie zdradzały; były też osoby na tyle wyluzowane, że były w stanie zapewniać sobie rozrywkę. Przykładowo, grupka nieco młodszych ode mnie nastolatków grała w kącie pomieszczenia w makao. Ja obecnie nie byłem ani wystraszony, ani radosny, ani nieszczęśliwy. Czułem się prawie całkowicie wyprany z emocji, jakby ten kurz, który spowił niebo i ziemię, był proszkiem do prania i znalazł się również w mojej duszy.
Wtem usłyszeliśmy jakieś kroki. Ktoś zbliżał się, schodził do naszej piwnicy. Kilka osób obróciło się, niektórzy podskoczyli ze strachu.
-
Ha, makao! - zawołał głośno jeden z zajętych grą. Pozostali zgromili go wzrokiem.
Duże cienie zatańczyły na ścianie i trzech rosłych mężczyzn znalazło się w naszej piwnicy. Mieli na sobie czarne ubrania i maski gazowe. Mimo że pomieszczenie było sporych rozmiarów, ta trójka zdawała się wypełniać je całkowicie. Nagle zrobiło się ciasno. Sądząc po minach innych, oni także czuli tak samo. Przełknąłem głośno ślinę.
-
Czy jest wśród obecnych Makoto Lymington? - zadrżałem na dźwięk mojego imienia wypowiedzianego przez jednego z nich. Chwilowo sparaliżował mnie strach. Czego oni ode mnie chcą? Nie odezwałem się. -
Przysłano nas pod ten adres. Czy jest wśród obecnych Makoto Lymington - drab powtórzył pytanie. Niektórzy ludzie, którzy znali mnie z imienia, popatrzyli na mnie groźnie. Powoli uniosłem rękę do góry. Dali mi znak, żebym wstał i poszedł z nimi, więc to zrobiłem. Uprzednio jednak wziąłem torbę z moimi rzeczami, którą miałem przy sobie i spakowałem do niej koc. Ostatni raz spojrzałem na ludzi z piwnicy. Dziwnie było tak wychodzić bez słowa pożegnania, nie wiadomo dokąd.
Na zewnątrz było jeszcze gorzej, niż zapamiętałem. Wbiłem wzrok w ziemię, żeby nie patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy, jaki prezentował się przed moimi oczami. To nie koszmar, to rzeczywistość.
Poczułem, jak jakiś przedmiot ląduje na moich rękach. Jeden z trzech mężczyzn podał mi maskę gazową. Zdjąłem więc moją małą maskę i schowałem do kieszeni, zastępując ją tym dziwnym "podarunkiem".
-
P-przepraszam, ale mógłby mi któryś z panów wytłumaczyć, co tu się w ogóle dzieje? - zadałem pytanie nurtujące mnie już od dłuższego czasu. Trzech mężczyzn przerwało swoje zajęcia i lekko zaskoczeni zaczęli mi wszystko tłumaczyć. Okazało się, że moja matka wcale nie była tamtego dnia w pracy... Od jakiegoś czasu planowała bez mojej wiedzy "wrobić" mnie w pewien projekt związany z tym wręcz apokaliptycznym chaosem, jaki obecnie panował. Nazwa projektu brzmiała "Nowa Ziemia" i zostałem jednym z dziesięciu wybranych przedstawicieli gatunku
homo sapiens, którzy... No właśnie, kiedy usłyszałem, co jest celem projektu, zamarłem z zaskoczenia. Jednak postanowiłem się nie odzywać. Skoro zostałem wybrany, to raczej nie ma nic do gadania. Z pewnością wielu mi zazdrości, ale ja ostatni raz miałem styczność z płcią przeciwną chyba dwa lata temu! To dlatego czułem się trochę niepewnie w kwestii "zaludniania Ziemi".
Zaprowadzono mnie do samochodu. Posłusznie wsiadłem do środka, obok siebie kładąc torbę. Jak dobrze, że mam ze sobą trochę swoich rzeczy.
Nie wiem, ile jechaliśmy. Straciłem poczucie czasu, zwłaszcza że głównie wbijałem wzrok we własne buty, aby nie patrzeć na to, co dzieje się poza samochodem. Nie chciałem się tym zbytnio dołować, skoro mam tak ważne zadanie do wykonania. Ale mimo to...
-
Jesteśmy na miejscu - powiedział jeden z mężczyzn, ten siedzący na miejscu kierowcy.
Otworzyłem drzwi i opuściłem samochód, nie zapominając o swoim bagażu. Miałem nadzieję, że mogę im zaufać. Ale tak czy inaczej - jaki inny miałbym wybór?
Wejście do miejsca zwanego Bunkrem, w którym miałem, jak się dowiedziałem, spędzić najbliższe dwanaście lat, wyglądało dość porządnie i nowocześnie. To trochę dziwne - prawdopodobnie teraz będę się pławić w większych luksusach, niż kiedykolwiek wcześniej, pomimo sytuacji na świecie. Mieszkałem z rodzicami w małym mieszkaniu w bloku, który był zbudowany jeszcze w poprzednim wieku, a oni mieszkali tam odkąd się pobrali. Nie było źle, bo na swoje pensje nie mogli narzekać, ale byliśmy raczej minimalistami. Im głębiej schodziłem, tym bardziej przeczuwałem, że mimo okoliczności, to miejsce w konkursie na najbardziej minimalistyczne mieszkanie nie wygra z moim domem. I nie omyliłem się - okrągłe pomieszczenie było ładnie urządzone, ale wypełniało je sporo przedmiotów, oczywiście odpowiednio poukładanych. Tyle gier planszowych w jednym miejscu chyba w życiu nie widziałem.
Poza wnętrzem, zwróciłem uwagę na obecnych w nim ludzi. Dwie dziewczyny i chłopak. Przywołałem w myślach obraz zegara, który odliczał czas do zamknięcia Bunkra. Dwie godziny i pięćdziesiąt dziewięć minut. Za niecałe trzy godziny, te osoby i jeszcze parę innych będą musiały wytrzymać ze mną następne dwanaście lat. Chociaż... może to ja ledwo wytrzymam z nimi. Widząc miny i gesty dwójki z nich mogłem podejrzewać, że prędzej zdarzy się właśnie to drugie. Ale zobaczymy, jacy będą inni.
Zrobiłem parę kroków naprzód i postanowiłem się przedstawić. Odchrząknąłem cicho.
-
Um, dzień dobry wszystkim. Jestem Makoto Lymington i wygląda na to, że spędzę z wami najbliższe dwanaście lat - powiedziałem na tyle głośno, żeby mnie usłyszeli. Stałem w pewnej odległości, gdyż ci obecni chyba już wcześniej ze sobą rozmawiali i nie chciałem im zbytnio przeszkadzać.
Ostatnio zmieniony przez Suvani (04-02-2017 o 20h42)